środa, 24 kwietnia 2019

„Śmierć Komandora. Metafora się zmienia” Haruki Murakami


Kilka miesięcy temu zachwycałam się pierwszą częścią „Śmierci Komandora” autorstwa Harukiego Murakamiego. Pamiętam, że jej lektura pochłonęła mnie bez reszty. W zasadzie nie jest to pierwsza książka tego autora, która bardzo mi się spodobała. Miałam okazję być oczarowaną jego twórczością przy „Bezbarwnym Tsukuru Tazaki i latach jego pielgrzymstwa”. Tym oto sposobem nie mogłam odmówić sobie sięgnięcia po drugi tom „Śmierci Komandora”. Przyznam, że najpierw tylko trochę ja podczytywałam, odkładałam, później znowu wracałam, aż w końcu przysiadłam i ponownie dałam się wciągnąć, ale czy było warto?

Nie powiem, bardzo dobrze czytało mi się tę powieść, a w pewnym momencie wręcz ekspresowo, jednak zdarzały się momenty, kiedy chciałam już dobrnąć do końca. Nie przypominam sobie, abym miała taką sytuację w przypadku pierwszego tomu. Owszem, dzieje się tutaj sporo. Mamy do czynienia z ideą i metaforą, wieloma tajemniczymi zdarzeniami, których wytłumaczenia na próżno szukać w realnym świecie, ale nie jest to już tak genialna książka, jak poprzednie Murakamiego, które miałam przyjemność przeczytać.

Przede wszystkim pierwszy raz spotkałam się z tak, trudno mi to nazwać, dziwnymi opisami scen erotycznych. Nie było to ani w żaden sposób subtelne, ani pobudzające wyobraźnię, a raczej płytkie, mechaniczne, a momentami wręcz żenujące i pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Już teraz wiem, na co narzekało tak wielu czytelników i co tak bardzo zwracało uwagę na tę powieśc. Wcale nie dziwi mnie fakt, że Murakami został nominowany do antynagrody Bad Sex Award. W moim odczuciu zasługiwał na nią w stu procentach, a ja ten erotyczny element jego książki oceniam za najgorszy, z jakim spotkałam się do tej pory w literaturze.

Sam pomysł na fabułę był bardzo przyciągający. Oto mamy malarza, który odkrywa tajemniczy obraz. Zaczynają dziać się niezwykłe rzeczy. Pojawiają się nierzeczywiste postacie. Do tego do akcji wkracza ekscentryczny milioner. Wszystko obleczone w sekrety, metafory, przemyślenia i tym podobne. Zdecydowanie przepychało to ocenę owej powieści na stronę zwycięstwa, ale sama realizacja pomysłu, a do tego te koszmarne opisy scen erotycznych nie pozwoliły mi potraktować tej powieści jako arcydzieła i dołączenia jej do listy moich ulubionych.

Jednym słowem – średnia. Od słabej oceny broni się tylko tym, że ukochałam sobie styl autora i pomysłem samym w sobie, ale zdecydowanie nie nagrodziłabym jej mianem „arcydzieła”. Być może innym fanom twórczości Murakamiego przypadnie do gustu o wiele bardziej, mnie, niestety, zawiodła. Nie oznacza to jednak, że porzucam chęć poznania jego innych książek. Tym bardziej chciałabym przeczytać inną z jego dorobku, aby, być może, ponownie zachwycić się jak w przypadku „Bezbarwnego Tsukuru Tazaki i lat jego pielgrzymstwa”.

Za możliwość przeczytania dziękuję Business & Culture



Wydawnictwo Muza 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli dotarliście tutaj, nie zapomnijcie zostawić chociaż jednego słowa :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...