Pewien wieczór i... wieczorek integracyjny rodziców uczniów miejscowej szkoły podstawowej. Zapowiada się miła, sąsiedzka impreza, gdy nagle dochodzi do nieszczęścia. Na miejsce przybywa policja. Rozpoczyna się przesłuchanie. Nie wiadomo, co tak naprawdę zaszło. Wiadomo tylko, że nie żyje jeden z uczestników przyjęcia. Kto jest winien?
“Wielkie kłamstewka” odbieram jako powieść z rodzaju guilty pleasure. Czytając ją, miałam wrażenie, jakbym była poniekąd fanką portali pokroju Pudelka czy Kozaczka. Jednak nie zniechęcało mnie to do dalszego czytania. Ploteczki, intrygi, niedopowiedzenia, brudne sekreciki, o których dowiadujemy się za sprawą wielu bohaterów z jakiegoś powodu nie pozwalają się od siebie oderwać. Tym bardziej, że z każdą stroną jesteśmy coraz bliżej rozwikłania zagadki. Pojawia się coraz więcej poszlak, wskazówek, żeby wreszcie wszystkie puzzle ułożyły się w całość. I tutaj zaznaczę, że jest to świetny zabieg, który ma na celu zaciekawić czytelnika, jednak dla mnie w ostateczności rozwiązanie przychodzi trochę za szybko. Jakby podane na tacy. A szkoda, bo sam zamysł i prowadzenie fabuły są genialne.
Co do samych bohaterów, jest ich tutaj wielu. Mamy nową mieszkankę Jane - samotną matkę z podejrzaną przeszłością, której spokojne życie zostaje zaburzone przez pewien incydent. Mamy Madeline - pamiętliwą kobietę, która nie boi się mówić to, co myśli. Wreszcie, Celeste - piękną, bogatą, wydawałoby się szczęśliwą żonę i matkę, której wszyscy zazdroszczą. W zasadzie te trzy postacie odgrywają największą rolę w całej historii. Stanowią jakby trzon całej opowieści. Dzięki nim dowiadujemy się, że nic nie jest takie, na jakie wygląda. Z pozoru zwykłe, sielankowe, sąsiedzkie życie usłane jest nieprzepracowaną przeszłością, sekretami, oszukiwaniem samego siebie. I chociaż wiele wypowiedzi otoczonych jest humorem, z czasem zaczyna wychodzić na jaw zło. I to zło w różnej postaci.
Autorka porusza tutaj problem przemocy. Zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Choć cała powieść jest w klimacie lekko komediowym z zagadką kryminalną w tle, nie da się nie zauważyć nawiązania do, właśnie, przemocy. Ukazana jest pozorna bezkarność, brak pewności siebie, strach przed przyznaniem przed samym sobą, że jest się ofiarą. Ta przemoc rozkłada się jakby na dwie płaszczyzny. Dziecięcą i dorosłą. Wśród społeczności szkolnej dochodzi do incydentów, które bezpośrednio wpływają na rodziców i odwrotnie. Zachowanie rodziców, podpatrzone przez dzieci, okazuje się mieć swoje odbicie pomiędzy uczniami podstawówki. Przerażający i dający do myślenia jest też fakt, jak wielki wpływ na postrzeganie świata i samego siebie ma przemoc słowna.
“Wielkie kłamstewka” to ciekawie skonstruowana powieść obyczajowo-kryminalna, która porusza ważne kwestie pomiędzy zabawnymi dialogami bohaterów. Czyta się ją jak wciągające czasopismo plotkarskie. Nie brak brudnych sekrecików, zatajania pewnych sytuacji, manipulacji i intryg. Mi się podoba, choć zakończenie i rozwiązanie całej zagadki jest dla mnie zbyt szybkie. Niemniej, polecam zwłaszcza tym czytelnikom, którzy lubią zagłębiać się w sąsiedzkie perypetie. A co do serialu, chętnie go obejrzę i porównam z powieścią.
Współpraca recenzencka z wydawnictwem Znak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli dotarliście tutaj, nie zapomnijcie zostawić chociaż jednego słowa :)