Każdego dnia Vincent van Gogh przychodzi do dziewiątego stolika...
Layla to dziewczyna zasad. Perfekcjonistka. Nic nie może jej zaskoczyć. W zasadzie wydaje się, że nic nie jest w stanie stanąć na jej drodze i zniszczyć tego, nad czym ciężko pracowała. Nie ma w jej życiu miejsca na beztroskę i zabawę. Są tylko cele i ich osiąganie. Wszystko zmieni się, gdy do kawiarni jej mamy wejdzie pewien chłopak, którego Layla nazwie Vincentem van Goghiem...
Wiele osób bardzo sobie chwali tę książkę. Nie będę budować napięcia. Po prostu, rozczarowałam się. Z opisu spodziewałam się zupełnie innej historii. W moim odczuciu głębszej, ciekawszej, a dostałam opowieść w zasadzie o niczym. Poza kilkoma fragmentami naprawdę niewiele wnosi, a treść tych fragmentów jest według mnie spłycona. Sam pomysł na stworzenie bohaterki, która ma problem ze spontanicznością i zaburzeniem regularnego trybu życia, jest bardzo dobry. Niestety, potencjał tematu nie został tutaj w pełni wykorzystany. Równie po macoszemu został potraktowany wątek zawiedzionej przyjaźni i kwestie wybaczania. Czuję zdecydowany niedosyt.
Co do samych bohaterów jakoś niespecjalnie ich polubiłam. Zdarzały się momenty, kiedy czułam irytację. Trudno było mi się z nimi w jakikolwiek sposób zżyć. Być może to również wpłynęło na odbiór tej historii. Ich losy zwyczajnie mnie nudziły, przez co książkę czytało mi się mozolnie, a czas spędzony przy lekturze wlekł się niemiłosiernie.
Powieść „Let me in”, niestety, nie spełniła moich oczekiwań. Doceniam pomysł, jednak sama książka jest po prostu rozwleczona i nudna. Ktoś mógłby stwierdzić, że jestem za stara na takie lektury i dlatego mi się nie podoba. Być może. Być może z racji tego, że jest to literatura młodzieżowa, spodoba się młodszym czytelnikom. Być może ja mam już za wysokie wymagania.
Współpraca recenzencka z BeYA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli dotarliście tutaj, nie zapomnijcie zostawić chociaż jednego słowa :)