Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SQN. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SQN. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 października 2024

„Tajemnica domu Uklejów” Aneta Jadowska

O Anecie Jadowskiej słyszałam już jakiś czas temu, ale do tej pory nie miałam okazji przeczytać żadnej jej książki. Wreszcie w moje ręce trafił egzemplarz "Tajemnicy domu Uklejów", czyli pierwszy tom serii Gracje z Ustki. Jak przebiegło moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki? 

Nina Rawicz niespodziewanie otrzymuje w spadku dom. Pomimo wielu przeciwności postanawia się przeprowadzić. Kobieta planuje spędzić tam spokojne życie, gdzie będzie mogła poświęcić się pisaniu. Ledwie jednak przekracza próg posiadłości, a tam wszystko zaczyna jej się walić na głowę. Dosłownie i w przenośni. Wszelkiego rodzaju awarie, a do tego włamanie, zdemolowanie wnętrza i... zwłoki. Tak rozpoczyna się życie Niny w nowym domu. 

Na domiar złego policja nie daje jej wiary w okoliczności zbrodni i Nina staje się główną podejrzaną. Zdaje się, że gorzej być już nie może. Tymczasem z pomocą przychodzą przyjaciółki - pisarki: Agata i Zuza. Kobiety postanawiają rozwiązać zagadkę morderstwa na własną rękę.

niedziela, 17 września 2023

„Sąsiednie kolory” Jakub Małecki

Zbliża się jesień, która szczególnie sprzyja czytaniu pewnych książek. Według mnie jedną z nich są „Sąsiednie kolory” Jakuba Małeckiego. Miałam już okazję poznać twórczość autora. Jego styl i tworzone fabuły są jedyne w swoim rodzaju. Mi zawsze kojarzą się z nostalgią, smutkiem, często przemijaniem, ale przedstawionymi w piękny, literacki sposób.

Jest rok 1926. Krystian Dzierzba - stolarz, pracuje nad trumną dla kobiety, która ponoć umarła z tęsknoty. Tymczasem Leokadia, uznawana za szaloną, jak co wieczór wypatruje znienawidzonego kormorana. Syn miejscowego lekarza walczy ze wspomnieniami, które zaprowadzają go na most. Rozważa ostateczny skok. Z pozoru te niezwiązane ze sobą osoby połączy los, kiedy córka Krystiana wyruszy na poszukiwanie Diabła. Niebawem przyjdzie im podjąć decyzje, które na zawsze zmienią ich życie...

poniedziałek, 22 lipca 2019

„Reguły Gry” James Frey

Endgame to seria, którą czytałam zdecydowanie najdłużej. Nie mam pojęcia, od czego to zależało, jednak jakoś nie mogłam się z nią polubić. Najdziwniejsze jest to, że wszystkie części, w tym „Reguły Gry”, zostały napisane w taki sposób, że w zasadzie trudno się do czegokolwiek „przyczepić”. Mamy tutaj szybką akcję, jej zwroty, krótkie (niekiedy bardzo krótkie rozdziały), co mi jako czytelnikowi zawsze umila lekturę i sprawia, że czytam szybciej i czerpię z tego oczekiwaną rozrywkę. Dlatego cały czas staram się zrozumieć, z jakiego powodu seria nie zachwyciła mnie tak, jak Igrzyska Śmierci Suzanne Collins.

Krótko przypominając fabułę Endgame. W różne miejsca na świecie spadają meteoryty wyrządzając tym samym ogromne szkody zabierając za sobą wiele istnień. Tylko niewielka liczba ludzi wie, co tak naprawdę oznacza ten kataklizm. To potomkowie starożytnych cywilizacji. To ludzie obdarzeni pewnymi cechami i to wcale nie nadzwyczajnymi. Przygotowywali się na ten dzień od dawna. Rozpoczyna się walka o życie...

czwartek, 2 maja 2019

„Klucz Niebios” James Frey


„Klucz Niebios” to drugi tom serii Endgame autorstwa Jamesa Freya. Pierwszy już od dawna za mną i choć nie zachwyciłam się tą powieścią, ciekawość zwyciężyła i postanowiłam dokończyć całą trylogię. Prawdę powiedziawszy sięgając po Endgame spodziewałam się czegoś w rodzaju Igrzysk Śmierci Suzanne Collins, które ubóstwiam od wielu lat, ale niestety, tym razem nie mogę napisać o totalnym zachwycie po lekturze. Nie oznacza to jednak, że ta historia jest beznadziejna i w ogóle niewarta uwagi.

Nie chcąc za wiele spojlerować wspomnę jedynie, że walka o przetrwanie gatunku ludzkiego trwa.  Machina zagłady została uruchomiona, a wybrańcy muszą rozwiązać szereg zagadek, aby dostać się do Klucza Niebios. Gdzie i czym jrest owy klucz – tego żadne z nich nie wie. Bohaterowie po raz kolejny zostają wystawieni na próbę. Ważą się losy świata. Czy uda się ocalić ludzi? A może wcale nie chodzi o wygraną? Może jest jakiś sposób, aby zatrzymać Endgame?

sobota, 17 marca 2018

"Mechaniczny" Ian Tregillis


Od czego zaczęła się moja przygoda z książką?
"Mechaniczny" wielokrotnie pojawiał się w zasięgu mojego wzroku, jednak zawsze znalazła się inna książka, która bardziej mnie interesowała i w ten sposób długo czekał na swoją kolej. Przeznaczenia nie da się oszukać i w końcu trafił do mnie na półkę. Widocznie tak, czy siak, miałam go przeczytać ;)

O kim? O czym?
Christian Huygens tworzy w XVII wieku pierwszego klakiera, czyli mechanicznego człowieka napędzanego mocą alchemii, połączonego niewolniczymi więzami ze swoimi panami. Holandia wykorzystuje ten wynalazek i tworzy całą mechaniczną armię, dzięki czemu Niderlandy stają się mocarstwem. Trzysta lat później jedynie Francja broni zdania, że każdy ma prawo do wolnej woli niezależnie od tego, jak został stworzony. Pewnego dnia, Jax (jeden z klakierów) nie mogąc znieść ciążących na nim obowiązków, postanawia sięgnąć po wolność. Konsekwencje jego zachowania postawią Holandię pod znakiem zapytania...

Wrażenia po przeczytaniu.
Dużo czasu upłynęło, zanim skończyłam tę książkę. Zanim po nią sięgnęłam, czytałam i słyszałam różne opinie, że nie jest lekka w odbiorze. I faktycznie. Nie pochłaniałam kartki za kartką do utraty tchu, tylko musiałam robić sobie przerwy. Nie oznacza to jednak, że ta powieść jest zła. Jest po prostu, moim zdaniem, dość skomplikowana. Mnóstwo mechanizmów, śrubek, trybików i tym podobnych. Jednak mimo wszystko to bardzo ciekawa i wciągająca historia. Podoba mi się pomysł na fabułę, bo przyznam, że rzadko wpadają mi w ręce tego typu książki. Podoba mi się również motyw wolnej woli, który jest tutaj bardzo wyraźnie zarysowany. Uważam, że właśnie to najbardziej zyskało w moich oczach.

Bohaterowie.
Często miałam dość dziwne uczucie, że bardziej było mi szkoda mechanicznych niż ludzi. Gdzieś w głębi serca razi złe traktowanie tych maszyn przez ich panów. Jax, przedstawiciel klakierów, który odzyskuje wolność, staje się poniekąd bohaterem. Czymś lub może kimś, kto dokonuje przełomu. Kto burzy pozorny spokój. Kto rewolucjonizuje świat ludzi i maszyn. Drugą ciekawą postacią tej powieści jest pastor Luuk Visser, który jest w posiadaniu bardzo cennego przedmiotu mogącego dokonać przewrotnych wydarzeń. Poza tym to bohater, któremu przytrafia się jedna z najgorszych "przygód" (chociaż w sumie nawet nie powinno się tego nazywać przygodą...) Nie można również zapominać o francuskiej hrabinie Berenice Charlotte de Mornay. Kobiecie poszukującej odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące klakierów. To, co ją spotyka w pewnym momencie, jest przerażające i okrutne...

Co zapamiętam z tej historii?
Na pewno zapamiętam motyw wolnej woli. Zdecydowanie to najbardziej prześwituje na tle wszelkich wydarzeń tej powieści. Poszukiwanie odpowiedzi, czy wolność wyboru jest determinowana przez posiadanie duszy, czy też jest czymś zupełnie innym. Czy dzieło stworzone ludzkimi rękami może być obdarzone takim samym darem jak człowiek, który został powołany do życia przez Boga? Co, jeżeli człowiek skonstruuje maszynę na swoje podobieństwo, a ona wymknie mu się spod kontroli? Teraz przyszedł mi na myśl film w reżyserii Alexa Garlanda "Ex Machina", który bardzo polecam, a który dość wpasowuje się w klimat "Mechanicznego".

Polecić, czy nie?
Na pewno polecić osobom gustującym w takich klimatach. Czytelnikom, którym nie straszne trybiki, skomplikowane mechanizmy i tym podobne. Lektura dla miłośników science fiction, zwłaszcza clockpunku. Dla tych, którym "Mechaniczny" się spodoba, mam dobrą wiadomość. Kolejne dwie części czekają na Was. Ja z pewnością też kiedyś po nie sięgnę.

Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi Czytam Pierwszy

Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

 Wydawnictwo Sine Qua Non

poniedziałek, 29 stycznia 2018

"Margo" Tarryn Fisher


Od czego zaczęła się moja przygoda z tą książką?
Już jakiś czas temu miałam ochotę sięgnąć po tę powieść, jednak wówczas schodziła w ostateczności na dalszy plan. Teraz, po zapoznaniu się z kilkoma recenzjami zarówno w blogosferze, jak i na booktubie, bardzo chciałam poznać historię Margo. Dodatkowo natrafiłam na opinie, że zakończenie jest dość dziwne, co tym bardziej podsyciło moją ciekawość.

O kim? O czym?
To historia pewnej nastolatki imieniem Margo, która mieszka wraz z matką w zapomnianym miasteczku zwanym Bone. Tutaj na porządku dziennym dzieją się rzeczy, które w każdym innym miejscu uchodziłyby za patologiczne. Nikogo nie dziwi przemoc, nikogo nie dziwi handel narkotykami. Wszechobecna znieczulica. W tym wszystkim Margo, która stara się zrozumieć, dlaczego życie biegnie tak, a nie inaczej. Dlaczego jej matka tak się zmieniła? Dlaczego jest, jak jest? Poznaje Judah, niepełnosprawnego chłopaka z sąsiedztwa, z którym zaczyna spędzać coraz więcej czasu, a dzięki któremu zmienia się jej postrzeganie świata. Pewnego dnia następuje w jej życiu przełomowy moment i Margo już nigdy nie będzie taka sama...

Wrażenia po przeczytaniu.
Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu? Szok. W zasadzie zakończenie zbiło mnie z tropu, ale cała powieść jest niesamowicie wciągająca, poruszająca, momentami przerażająca. Nie jest to jednak taki klasyczny strach. To jakaś głębsza mroczna siła, która, zdaje się, na dobre zagościła w Bone, a później również w samej Margo. Przerażająca jest także niewątpliwie owa znieczulica, o której wspominałam wcześniej. Przyzwolenie na przemoc, również wobec dzieci. Zwłaszcza jeden fragment opisujący właśnie ten rodzaj znęcania się nad bezbronnymi, najbardziej mną wstrząsnął. Myślę, że ci, którzy czytali już "Margo", wiedzą, o jaki fragment chodzi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że takie sytuacje nadal mają miejsce na świecie.

Bohaterowie.
Co do bohaterów, postanowiłam skupić się na Margo. Kiedy "poznałam" główną bohaterkę, nie przypuszczałam, że jej losy potoczą się w takim kierunku. Z każdą kolejną stroną przekonywałam się, że żyje ona według własnych zasad, które zdecydowanie różnią się od tych przyjętych przez ludzi za właściwe. Czy można ją za to krytykować? To kwestia dość kontrowersyjna. Trudno ocenić kogoś, jeśli samemu nie było się w podobnej sytuacji, a to, co jej się przytrafiło, było wyjątkowo tragiczne. Z drugiej strony nie wiem, czy bardziej powinnam ją podziwiać, czy uznawać jej zachowanie za wynik traumy, jaką wywołało u niej całe życie. Przyznam szczerze, że jej "zimna krew", gdy stała się ofiarą (i nie tylko), była sama w sobie napawająca strachem.

Co zapamiętam z tej historii?
Z tej powieści na pewno zapamiętam tę wszechobecną obojętność na los drugiego człowieka i w zasadzie też własny. To ciche przyzwolenie na przemoc i patologię. To, jak należy doceniać, że żyjemy w świecie, w którym takie sytuacje nie mają miejsca...

Polecić, czy nie?
"Margo" to genialna książka, która porusza bardzo trudne tematy. Jest smutna, wstrząsająca, ale bardzo dobra. Nie poprawi Wam humoru jako tako. Zapomnijcie o tym. To zdecydowanie nie te klimaty. Jednak jeśli chcecie przeczytać coś naprawdę mocnego, co momentami dosłownie wbije Was w fotel, to jak najbardziej zachęcam do sięgnięcia po nią. Zanim ją poznałam, myślałam, że to taki młodzieżowy thriller. Według mnie, owszem, jest to thriller, ale nie do końca młodzieżowy, co jednak nie należy uznawać za wadę tej książki. Ja z pewnością długo będę o niej pamiętać. Polecam.

Książka przeczytana w ramach współpracy z portalem Czytam Pierwszy

Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl


Wydawnictwo Sine Qua Non

sobota, 21 października 2017

"Impuls" Tomasz Duszyński

Niedawno miałam okazję zapoznać się z bardzo interesującą książką, jaką jest "Impuls" Tomasza Duszyńskiego. Z czymś takim jeszcze nie miałam do czynienia. Alternatywna rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat. To mogło się wydarzyć...

Rok 1932, od ponad dziesięciu lat trwa wojna. Młodym polskim żołnierzom towarzyszy niezłomny duch walki i głęboko zakorzeniony patriotyzm. Tymczasem na przedmieściach Warszawy dochodzi do wypadku z udziałem kapsuły transportowej. Wybitny inżynier, Andrzej Winnicki, jeszcze nie wie, że zostanie wplątany w spisek zbrojeniowy. Nie wie również, że jego syn stanie na czele tajnej misji. Kiedy wychodzi na jaw, że projekt "Golem" ma zostać wykorzystany w innym celu niż przewidywano, zaczyna się walka z czasem...

Ta książka jest dla mnie niemałym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Myślałam, że fabuła jednak mnie nie zachęci, ale bardzo się myliłam. Jest to intrygująca historia, łącząca fakty z fikcją, realność z elementami pokroju science fiction. Moim zdaniem to ciekawe połączenie, które nadaje innowacyjności. Projekt "Golem" jest czymś niesamowitym, genialnym, wyprzedzającym epokę, a jednocześnie przerażającym. Podczas lektury widziałam oczami wyobraźni te mrożące krew w żyłach "stworzenia". Warto również zauważyć, że tytuł jest bardzo ważnym nawiązaniem do głównego wątku tej historii. Odgrywa wręcz kluczową rolę.

Kolejnym plusem są bohaterowie. Interesujące przedstawienie postaci zarówno historycznych jak i fikcyjnych sprawiło, że tym bardziej chciało się poznać ich dalsze losy, a do tego spiski, intrygi, powiązania między nimi. Wszystko to zaowocowało w naprawdę świetną powieść z motywem wojennym, która zdecydowanie należy do najciekawszych książek, po jakie miałam okazję sięgnąć.

"Impuls" to wspaniała powieść przedstawiająca alternatywną rzeczywistość z okresu II Rzeczypospolitej, która z pewnością spodoba się miłośnikom motywu wojennego z nutą niesamowitości. Książka ciekawa, wciągająca, zachęcająca momentami do refleksji, bo gdyby projekt w niej opisany doszedł do skutku, losy całego świata mogłyby zostać przesądzone już w XX wieku i kto wie, czy teraz mielibyśmy okazję żyć w takiej rzeczywistości albo w ogóle żyć... Polecam.

Wydawnictwo Sine Qua Non

Za możliwość przeczytania dziękuję księgarni Tania Książka


tytuł: "Impuls"
autor: Tomasz Duszyński
wydawnictwo: Sine Qua Non
data wydania: 2017
liczba stron: 368
okładka: miękka
źródło okładki








czwartek, 20 kwietnia 2017

"Pył Ziemi" Rafał Cichowski

Ostatnio bardzo polubiłam powieści science fiction, dlatego chętnie sięgnęłam po nową książkę Rafała Cichowskiego, czyli "Pył Ziemi". Już na wstępnie muszę wspomnieć, że okładka jest przegenialna! Lekko wydrążone litery i Ziemia, do tego wszystko w tonach szarości, co niewątpliwie może kojarzyć się z pyłem. Naprawdę projekt tej okładki jest świetny.

Przechodząc do fabuły. Mamy XXIV wiek. Ziemia umiera. Ludzie, aby przetrwać zagładę, konstruują statek kosmiczny — Yggdrasil. Ma on zapewnić idealne warunki do przeżycia dla wielu pokoleń ludzkości. W zasadzie misja ta okazuje się sukcesem, bo po siedmiuset latach, statek nadal istnieje, ale pojawiają się pewne problemy, a dalszy żywot Yggdrasil stoi pod znakiem zapytania.

Dwoje nieśmiertelnych mieszkańców statku (wszak przez wieki technologiczne postępy zapewniły ludziom wieczne życie) wraca na Ziemię, aby odnaleźć Bibliotekę Snów, czyli miejsce, gdzie zostały zachowane wszelkie ludzkie wspomnienia. Ma to im pomóc rozwiązać problem, który zagraża Yggdrasil i wszystkim jego mieszkańcom.

Pierwsza myśl po przeczytaniu tej książki? Miałam wrażenie, że to bardzo skomplikowany sen, w którym nic nie wydaje się normalne, obrazy szybko przeskakują i łatwo się w nim pogubić. Lilo i Rez, czyli główni bohaterowie, spotykają na swojej drodze dość ciekawe postacie. Z jednej strony na przysłowiowe "dzień dobry" mają do czynienia z dość prymitywnym plemieniem, którego członkowie nie mają za bardzo pojęcia o cudach techniki, a raczej kompletnie o nich zapomnieli. Innym razem poznają lorda, który sprawuje władzę nad kopią Londynu rodem z czasów wiktoriańskich. Miasto to boryka się z problemem morderstwa pewnej prostytutki. Sprawę mają pomóc rozwikłać nasi kosmiczni bohaterowie. Innym miejscem, do którego trafią Lilo i Rez jest Aurora, czyli miasto, w którym znajduje się poszukiwana przez nich Biblioteka Snów. Niestety, droga do wspomnień nie jest prosta, ponieważ Aurorą włada despotyczna królowa, która nie jest chętna do współpracy. Dlaczego zatem przypomina mi to wszystko dość skomplikowany sen? Dlatego, że tak, jak we śnie, przeskakujemy w zupełnie różne od siebie miejsca, spotykamy odmiennych ludzi, a często mamy do czynienia z sytuacjami, które nas szokują.

Co do samych bohaterów, jakoś specjalnie ich nie polubiłam. Moim zdaniem trudno ich dokładnie poznać, co niestety, nie gra na korzyść tej powieści. W zasadzie mam wrażenie, że dało się poznać bliżej lorda Jacka, niż Reza czy Lilo, a chyba nie o to miało chodzić. Co do pozostałych postaci, może warto skupić się na tej przyszłościowej ludzkiej społeczności. To akurat było ciekawe, zwłaszcza fragment, w którym dowiadujemy się, jak powstawał pomysł na stworzenie Yggdrasil. Z jednej strony stanowi to pewną nadzieję dla rodzaju ludzkiego i alternatywę dla śmierci podczas końca świata. Z drugiej natomiast pokazuje, że człowiek nawet w obliczu zagłady, myśli wyłącznie o sobie i jest na najlepszej drodze, aby otrzymaną szansę na przeżycie zwyczajnie zmarnować przez chęć władzy, arogancję czy poczucie wyższości w stosunku do innych.

Trudno mi dokładnie określić moje uczucia po przeczytaniu "Pyłu Ziemi". Uważam, że pomysł był bardzo dobry, aczkolwiek chyba nie został do końca wykorzystany. Zabrakło mi tutaj lepszego poznania głównych bohaterów. Coś niecoś o nich wiemy, ale z pewnością staliby się bliżsi, gdybym wiedziała o nich więcej i pewnie dzięki temu książka spodobałaby mi się bardziej. Nie do końca przemawiały do mnie przejścia między opisanymi przeze mnie wyżej miejscami. To również można byłoby trochę inaczej połączyć, ale to tylko moje zdanie. Patrząc całościowo na całą historię jest to jednak dość ciekawa lektura, a pomijając tych kilka niedociągnięć, byłoby naprawdę świetnie.

"Pył Ziemi" to książka, która przedstawia wizję Ziemi i ludzkości. Myślę, że może spodobać się fanom powieści science fiction i poleciłabym ją właśnie tym czytelnikom. Sama natomiast mam mieszane uczucia, bo po przeczytaniu ukochanego przeze mnie "Chóru zapomnianych głosów" trudno mi znaleźć powieść traktującą o przyszłości, która równie jak ona, trafiłaby idealnie w mój czytelniczy gust.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non



tytuł:"Pył Ziemi"
autor: Rafał Cichowski
wydawnictwo: Sine Qua Non
data wydania: 2017
liczba stron: 320
okładka: miękka
źródło okładki








czwartek, 5 stycznia 2017

"Piąta pora roku" Nora K. Jemisin

Kiedy "Piąta pora roku" trafiła w moje ręce, od razu miałam ochotę ją przeczytać. W zależności od nastroju lubię sięgać po różnego rodzaju książki. Czasami jest to nawet najbardziej banalna powieść obyczajowa, innym razem kryminał, a niekiedy właśnie coś z fantastyki. Tak było ostatnim razem, dlatego zabrałam się za dzieło Nory K. Jemisin.

Wszystko wskazuje na to, że zbliża się zagłada. Większość byłaby przerażona taką wizją, ale nie Essun. Jej koniec świata zaczął się już wcześniej. Mąż najpierw zabił ich syna, a następnie uprowadził córkę. Zrozpaczona kobieta postanawia wyruszyć w rozpadający się świat, aby odzyskać utracone dziecko. Jest przy tym zdolna do wszystkiego...

Mam nieco mieszane uczucia co do tej książki. Bardzo podoba mi się świat wykreowany przez autorkę. Uważam, że jest to ciekawy pomysł i coś, z czym jeszcze nie miałam styczności, a takie nowości bardzo sobie cenię. Potężna moc ziemi, która może służyć za przerażającą broń. Zjadacze kamieni, geodziarze, czy wreszcie tytułowa Piąta Pora Roku oznaczająca długą zimę, wywołaną przez aktywność sejsmiczną lub jakiś kataklizm, to tylko część fantastycznej, interesującej fabuły. Bohaterowie również są intrygujący. Szczególnie spodobały mi się rozdziały, w których główną postacią jest Damaya. Bardzo przypadł mi do gustu również sposób rozdzielania treści. Cyklicznie każdy rozdział należy do innego bohatera. Takie rozwiązanie sprawiło, że czytałam szybciej, bo byłam ciekawa, co tym razem wydarzy się u danej osoby, a wiedziałam, że odpowiedź znajdę dopiero po kilku lub kilkunastu stronach. To wszystko składa się na plus tej powieści.

Niestety, w pewnym momencie miałam czytelniczy zastój. Niby historia wciągająca, a jednak nie miałam ochoty na dalszą lekturę i częściej musiałam robić sobie przerwy. Nie wiem, czym było to spowodowane. Być może w którejś chwili nie czułam już takiego "wow", jak na początku. Czytałam po kilkanaście stron i miałam dosyć mimo, że przecież fabuła bardzo mi się podobała i właśnie dlatego, mam co do niej mieszane uczucia. Cóż, czasami bywa i tak.

"Piąta pora roku" to książka, w której na pewno odnajdą się fani fantastyki. Mamy tutaj ciekawie stworzony świat, interesujących bohaterów, a przede wszystkim niesamowitą moc ziemi, z którą, wydaje mi się, nigdy wcześniej nie spotkałam się w literaturze, a jak już wspomniałam wcześniej, lubię nowości. Zachęcam do sięgnięcia po nią czytelników, którzy kochają fantastykę i dobrze bawią się przy tego typu książkach. Polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non




tytuł:"Piąta pora roku" 
tytuł oryginału: "The Fifth Season" 
autor: Nory K. Jemisin 
tłumaczenie: Jakub Małecki 
wydawnictwo: Sine Qua Non 
data wydania: 2016 
liczba stron:440 
okładka: miękka 
źródło okładki



piątek, 21 października 2016

"Ślady" Jakub Małecki

"Dygot" Jakuba Małeckiego to naprawdę genialna książka, dlatego nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności i sięgnęłam po kolejną "Ślady". Po przeczytaniu muszę stwierdzić, że jest jeszcze lepiej niż w przypadku mojego poprzedniego spotkania z twórczością pana Małeckiego.

O czym tym razem? "Ślady" to przede wszystkim zbiór opowiadań niby odrębnych, a jednak bardzo ze sobą związanych nie tylko pod względem tematu przemijania i śmierci, ale także bohaterów. Żyją inaczej, w innym czasie, miejscu. Mają inne plany, marzenia. Spotykają na swojej drodze różnych ludzi, ale coś jednak ich łączy. Historia zaczyna się od śmierci Tadeusza, który ginie na wojnie. Kończy się jego żywot, ale z drugiej strony cały czas żyje we wspomnieniach osób, które znał. W ten sposób łączą się losy pozornie nieznajomych sobie ludzi.

"Ślady" Jakuba Małeckiego to opowieści, które niewątpliwie skłaniają do refleksji. Wizja odejścia nastraja pesymistycznie. Nie czułam się radośnie w trakcie lektury. Wręcz przeciwnie. Uświadomiłam sobie po raz kolejny, że życie nie jest wieczne, nawet wówczas, gdy komuś świetnie się powodzi i zapomina o nieuchronnej śmierci. Z drugiej strony niektórzy ludzie przeczuwają, że być może ich koniec jest bliski i przygotowują się na to. To smutne, ale jakże prawdziwe. W końcu wszyscy jesteśmy pod tym względem równi. Śmierć przychodzi po każdego. Prędzej lub później, ale po każdego. Niezależnie czy ktoś jest biedny, czy bogaty. Wiek też nie zawsze gra jakąś rolę. Nie ma nieśmiertelności.

Warto zauważyć, że sam tytuł nie jest przypadkowy. Każdy z nas zostawia po sobie ślady w postaci dokonań, ale przede wszystkim wspomnień. Wspomnień o tym, ile dla kogoś zrobiliśmy, jakimi byliśmy ludźmi. Nikt tak naprawdę nie znika, dopóki żyje w pamięci. Właśnie dlatego warto się w niej zapisać jak najlepiej.

Pomimo tego, że "Ślady" nie są lekturą rozrywkową, poprawiającą humor, czyta się je bardzo dobrze. Historie bohaterów są ciekawe, opisane w sposób, który nie zniechęca czytelnika, a wręcz odwrotnie. Cały zbiór opowiadań jest połączony w genialny sposób, co bardzo mi się to podoba. Sprawia, że książkę pochłania się w szybkim tempie zwłaszcza wówczas, gdy losy bohaterów przeplatają się coraz gęściej.

Po przeczytaniu zarówno "Dygotu" jak i "Śladów" uważam, że nowa książka Jakuba Małeckiego jest lepsza. Zdecydowanie trafia do mnie bardziej. Jest napisana we wspaniałym stylu. To wiele historii, które zmuszają do przemyśleń nad życiem i śmiercią. Temat przemijania jest tutaj niebanalnie ujęty. Opowiadania, zawarte w tej książce, ukazują także potęgę wspomnień. Wspomnień, dzięki którym ludzie, którzy odeszli z tego świata, wciąż żyją w naszej pamięci.

Uważam, że  "Ślady" z pewnością spodobają się tym, którzy są zachwyceni poprzednią powieścią autora. Przypadnie do gustu także tym poszukującym bardziej wymagającej lektury, skłaniającej do refleksji. Gorąco polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non 



tytuł: "Ślady"
autor: Jakub Małecki
wydawnictwo: Sine Qua Non
data wydania: 2016
liczba stron: 320
okładka: miękka ze skrzydełkami
cena okładkowa: 36,90 zł
źródło okładki





czwartek, 22 września 2016

"Dygot" Jakub Małecki

Jakiś czas temu obiło mi się o uszy, że "Dygot" Jakuba Małeckiego to bardzo dobra książka. Prawdę powiedziawszy rzadko sięgam po tego typu literaturę, ale postanowiłam zrobić wyjątek, tym bardziej, że już czeka na mnie najnowsza powieść autora.

Polska prowincja. Przestrzeń kilkudziesięciu lat, kilku pokoleń. Jan Łabendowicz odmawia pomocy uciekającej Niemce. Ta rzuca na niego klątwę. Wkrótce na świat przychodzi syn Jana, jednak nie jest to zwykłe dziecko. Nienaturalnie blade. Białe włosy. Jak to bywa w okrutnym świecie, Wiktor szybko staje się tematem plotek, obiektem drwin, wyzwisk i tym podobnych. Tymczasem córkę Bronka Geldy dosięga klątwa Cyganki. Emilka zostaje ciężko poparzona. Na życie zarówno Łabendowiczów, jak i Geldów wpływa wiele sytuacji, zdarzeń, a także przepowiedni. W końcu obie rodziny łączą się w dość nieoczekiwany sposób poprzez związek Wiktora i Emilii, a po wielu latach zostaje rozwiązana zagadka tragicznego wydarzenia.

Ta książka jest po prostu niesamowita. Mroczna, tajemnicza, zaskakująca. Na pewno nie należy do powieści łatwych, ale przy tym czyta się ją bardzo szybko i z zainteresowaniem. Wracając do jej niesamowitości. To historia, która dzieje się na przestrzeni kilku pokoleń. Widać, jak zmieniają się czasy, wartości. To także pokazanie inności, która dawniej, zwłaszcza na prowincjach, była wytykana palcami, przeklinana, uznawana za wcielenie zła. Z tym wiąże się również mrok tej powieści. Negatywna siła ciągle gdzieś się przewija. Nie zawsze jest widoczna gołym okiem. Po prostu, wyczuwa się ją. Tajemnicza śmierć jednego z bohaterów to również bardzo ciekawy, zaskakujący i ważny element tej powieści.

Przepowiadanie przyszłości, klątwy, stereotypy. Tego tutaj także nie zabrakło. Kiedy sprawdzają się wypowiedziane słowa, wszystko staje się bardziej przerażające. Ma się wrażenie, że nic nie da się już zrobić, zmienić. Przekleństwo, przed którym nie da się uchronić. Co za tym idzie, kiedy rodzi się Wiktor, który, jak się okazuje, choruje na albinizm, staje się obiektem drwin poprzez stereotypy. Przecież takie dziecko na pewno jest gorsze. Każde odstępstwo od przyjętych norm, nie jest wszak mile widziane. Nikt nie zastanawia się nad tym, że takie zachowanie wobec niego, może nie skończyć się dobrze. Człowiek "obdarzony" innością często musi się mierzyć z nieprzychylnie nastawionym otoczeniem, co z pewnością utrudnia mu normalne życie. Zaczyna zadawać sobie pytania. Dochodzi do takich, a nie innych wniosków.

"Dygot" to niełatwa powieść. Wymagająca. Poruszająca ważne tematy o inności, ale nie tylko. Nostalgiczna, mroczna i szokująca. Chociaż rzadko sięgam po tego typu powieści, ta już samym opisem na okładce bardzo mnie zaintrygowała, a kiedy zaczęłam lekturę, nie mogłam od niej odejść. Bardzo mi się spodobała i z chęcią niebawem rozpocznę "Ślady". Z kolei "Dygot" polecam osobom, które lubią niebanalne książki nienależące do łatwych i przyjemnych.

Wydawnictwo Sine Qua Non


tytuł: "Dygot"
autor: Jakub Małecki
wydawnictwo: Sine Qua Non
data wydania: 2015
liczba stron: 320
oprawa: miękka
cena okładkowa: 36,90 zł
źródło okładki








niedziela, 8 maja 2016

"Królowie Dary" Ken Liu

 
Długi czas zajęło mi czytanie "Królów Dary". Całe szczęście nie było to winą książki, a jedynie innymi obowiązkami. Od samego początku byłam bardzo zainteresowana jej fabułą. Jest to jedna z tych książek, od których nie można się oderwać.

Dwóch głównych bohaterów. Wspólny cel. Każdy z nich pragnie wolności dla swojego kraju. Absolutna i okrutna władza cesarza jest udręką dla wszystkich mieszkańców. Strach paraliżuje każdego. Kuni Garu oraz Mata Zyndu chcą odmienić ich i swoje losy. Czy uda im się to osiągnąć?

"Królowie Dary" to wielowątkowa i bardzo rozbudowana powieść, która wciąga bez reszty. Napisana jest w taki sposób, że koniecznie chce się poznać dalsze losy bohaterów (swoją drogą są oni świetnie wykreowani - zwłaszcza Mata Zyndu i Kuni Garu). Nie jeden raz zaskakuje zwrotem akcji. Jestem zachwycona fabułą i niesamowitym światem przedstawionym. Wszystko jest dopracowane w największym stopniu. Czytając tę książkę nie sposób nie wyobrażać sobie stworzonej przez autora rzeczywistości. Uwielbiam tego typu powieści. Lubię, gdy książka od samego początku nie daje mi o sobie zapomnieć. Od tej nie sposób się oderwać. Daję jej za to dużego plusa.

Muszę przyznać, że moją uwagę najbardziej przykuła żądza władzy. Wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy, jak może ona zmienić człowieka. Niestety, mało jest ludzi, którzy nie zatracili siebie mając możliwość panowania. Bardzo dobrym przykładem jest zachowanie jednego z bohaterów - Huno Krimy. Często nawet ci najbardziej praworządni dają się kusić perspektywami władzy. To temat, który jest zawsze na czasie. Dlatego uważam, że warto sięgnąć po "Królów Dary".

Duch walki o wolność w klimacie fantastycznego Orientu, to dla mnie nowość i właśnie ta nowość okazała się strzałem w dziesiątkę. Z pewnością sięgnę po kolejną część cyklu "Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu". Póki co serdecznie zachęcam do zabrania się za "Królów Dary". Ta powieść z pewnością spodoba się fanom gatunku, a także wszystkim, którzy lubią rozbudowaną fabułę w niecodziennym klimacie. Polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non



Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytam Fantastykę IV

czwartek, 3 marca 2016

"Krew i stal" Jacek Łukawski

Kiedy pierwszy raz przeczytałam informację o tej książce, uznałam, że koniecznie muszę poznać jej treść. Opis wydawał mi się bardzo intrygujący. Średniowieczny klimat, fantastyka, zapowiadająca się przygoda. Niewątpliwie brzmiało to ciekawie. Bardzo się ucieszyłam, gdy powieść zawitała na mojej półce i praktycznie od razu zabrałam się za lekturę.

Ponad sto lat po powstaniu Martwej Ziemi żołnierze z twierdzy granicznej wyruszają, aby dotrzeć do klasztoru, który znajduje się u podnóża Smoczych Gór, gdzie ukryte są tajemnicze przedmioty. Muszą one powrócić do królestwa, zanim dojdzie do zniszczenia Zasłony Martwej Ziemi. Misja staje pod znakiem zapytania, ponieważ żołnierze przestają dawać znaki życia. W drogę wyrusza doświadczony oficer - Dartor, jednak nawet on nie zna prawdziwego celu zadania. W ostatniej chwili do jego oddziału dołącza przewodnik - Arthorn, który jest wtajemniczony w misję. Obaj nie przypuszczają, co może ich spotkać...

Od czasu do czasu chętnie sięgam po fantastykę. Lubię przenieść się do rzeczywistości, w której wszystko jest możliwe. Rzeczywistości, w której mogę spotkać niesamowite stworzenia, używać magii i innych nadprzyrodzonych zdolności. Tym razem z wielką chęcią wzięłam do ręki debiut Jacka Łukawskiego. Jest to bardzo intrygująca powieść. Wraz z bohaterami chcemy odkrywać tajemnice. Przeżywamy przygody. Patrzymy bezradnie, gdy bohaterowie padają ofiarą wszelakich intryg. W każdej chwili mogą zakończyć swój ziemski czas. Przyglądamy się, jak walczą na śmierć i życie. Napotykamy przeszkody jak chociażby spotkanie wił. Nie sposób nudzić się przy takiej dawce akcji.

Jeżeli lubicie mocną fantastykę w klimacie średniowiecza, to z pewnością zachwyci Was ta powieść. Mi bardzo przypadła do gustu właśnie ta nieco mroczna otoczka. Przy wszelkiego rodzaju książkach, których akcja ma miejsce właśnie w tej epoce (lub w czasie ją przypominającym), widzę oczami wyobraźni szare niebo, góry, ciemne lasy, zamki zbudowane na wzniesieniach i tym podobne. Tutaj miałam podobne wrażenie. Dla mnie jest to akurat na plus. Taki klimat też ma swój urok.

Jestem pełna podziwu dla autora. "Krew i stal" to jego debiut, a jest to powieść o niezwykle dopracowanej i wspaniałej fabule. Myślę, że wykazał się niebywałą kreatywnością i niebanalnym stylem. Udowodnił, że nasza polska fantastyka jest naprawdę na wysokim poziomie. Oby tak dalej.

Książkę polecam raczej starszym czytelnikom, którzy są fanami gatunku. Myślę, że po lekturze nie poczujecie zawodu, a wręcz przeciwnie.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non


Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytam Fantastykę IV

sobota, 9 stycznia 2016

"Drzewo migdałowe" Michelle Cohen Corasanti

Tydzień temu do mojej domowej biblioteczki trafiła interesująca książka— "Drzewo migdałowe". Już kiedyś chciałam ją przeczytać, ale niestety, nie miałam okazji. Teraz takowa się nadarzyła, więc raz dwa zabrałam się za lekturę.

Ahmad to młody Palestyńczyk. Żyje w czasach, w których każdy dzień jest niepewny. Zewsząd czai się niebezpieczeństwo. Dwunaste urodziny okazują się najgorszymi ze wszystkich. Jego młodsza siostra ginie, ojciec trafia do więzienia, a wojsko konfiskuje praktycznie cały dorobek rodziny. Czując się odpowiedzialnym za byt swoich bliskich, postanawia zrobić wszystko, aby im pomóc. Tymczasem jego nauczyciel, widząc w nim potencjał naukowca, sugeruje mu wziąć udział w konkursie, którego wygranie może polepszyć przyszłość chłopaka. Ahmad podejmuje decyzję, która zaważy na jego dalszym życiu...

Autorka porusza problem konfliktu między Żydami i Palestyńczykami. Już sam początek "Drzewa migdałowego" jest wstrząsający. Z każdej strony może przyjść niebezpieczeństwo, które nie omija nawet tych najmłodszych. Ludzie są bezlitośni. Wyrządzają krzywdę innym, uważając się za lepszych, a przecież tak naprawdę wszyscy jesteśmy równi. W wyniku walki giną niewinni. Bieda dotyka większość społeczeństwa. Żołnierze pozbawiają Palestyńczyków wszystkiego. Są okrutni i bezwzględni. Do tej pory nie mogę zapomnieć o tym, o czym przeczytałam w tej książce. Jestem przerażona faktem, że takie rzeczy mają miejsce na świecie. Że człowiek człowiekowi jest w stanie zgotować takie piekło. Liczy się tylko objęcie rządów, terytorium, władzy. Życie innych to żadna wartość. Nikt nie przejmuje się uczuciami. Mieszkając w kraju, w którym nie ma konfliktu zbrojnego, ciężko wyobrazić sobie, że takie sytuacje dzieją się naprawdę. Warto się nad tym zastanowić przez chwilę.

"Drzewo migdałowe" to nie tylko powieść o walce pomiędzy dwoma narodami. Tutaj rozgrywa się również walka o lepszą przyszłość. Ahmad to wyjątkowo inteligentny i mądry człowiek. Żyjąc w takim, a nie innym miejscu pozornie nie ma szansy na to, by uzyskać lepsze wykształcenie, chociaż drzemie w nim ogromny potencjał. Okazuje się jednak, że wszystko jest możliwe, gdy się tego naprawdę pragnie. Bohater stał się dla mnie wzorem do naśladowania. Jego postawa niesłychanie motywuje mnie do jakiegokolwiek działania. Ponadto jestem pod wrażeniem jego podejścia do niektórych spraw. Z pewnością poglądy Ahmada są wynikiem wpływu ojca, który przekazuje niesamowite mądrości życiowe. Pokazuje on, że nienawiść to tak naprawdę puste uczucie, które nigdzie nie prowadzi. Dzięki niej nie da się niczego osiągnąć. Kluczem do szczęścia jest próba zrozumienia drugiej osoby i wybaczenie.

Warto również wspomnieć o tytułowym drzewie migdałowym. Drzewo to staje się poniekąd symbolem nadziei na lepsze jutro. Odgrywa bardzo dużą rolę w życiu bohaterów. Jest świadkiem wielu wydarzeń. Chociaż wszystko wokół jest niszczone i równane z ziemią, roślina pozostaje nienaruszona, jakby miała być jedynym bezpiecznym miejscem, w którym można się ukryć przed wszechobecnym złem.

Powieść Michelle Cohen Corasanti to ogromny ładunek emocji. Czytam wiele książek, ale nie wszystkie są w stanie tak mnie poruszyć, jak ta. Fabuła wyciska z oczu łzy. Często są to łzy smutku i żalu, wywoływane przez poczucie bezradności. Czasami zaś, można się po prostu wzruszyć, zwłaszcza gdy Ahmad dochodzi do kulminacyjnego momentu swojego życia.

"Drzewo migdałowe" to niesamowita historia. Chociaż w tle ciągle dochodzi do walk narodowościowych i śmierci niewinnych ludzi, niesie ona nadzieję na lepszą przyszłość. Wystarczy być silnym, wytrwałym, cierpliwym i wyrozumiałym, aby przejść przez ciężkie chwile. Należy również pamiętać, aby nie marnować swoich zdolności i pasji, bo to właśnie one są naszą drogą do sukcesu. Jednak najważniejszym przesłaniem tej powieści jest według mnie pokazanie, że nienawiść do innych nie prowadzi do niczego dobrego, a tylko zrozumienie i wybaczenie drugiej osobie jest przejściem do harmonii i szczęścia. O tym należy pamiętać.

Jest do lektura warta uwagi. Polecam ją każdemu, ponieważ jest zbiorem wielu mądrości. To powieść, po przeczytaniu której z pewnością poświęcicie chwilę na refleksje.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non

http://www.wsqn.pl/

wtorek, 5 stycznia 2016

"Miasto cieni" Michael Russell


Lata 30. ubiegłego stulecia. Susan Field zaginęła. Jej przyjaciółka— Hannah Rosen postanawia dowiedzieć się, co sprawiło, że dziewczyna zniknęła bez śladu. W dochodzeniu do prawdy pomaga jej sierżant Stefan Gillespie. Sprawa wcale nie wydaje się być łatwa, zwłaszcza, gdy jedna z podejrzanych osób opuszcza miasto. Tymczasem w górach niedaleko Dublina zostają znalezione dwa ciała— kobiety i mężczyzny. Czy może mieć to związek z zaginięciem Susan?

Autor "Miasta cieni" przenosi nas do czasów tuż przed II wojną światową, kiedy już powoli daje się wyczuć wzrastające napięcie związane ze zbliżającym się konfliktem. Dzięki opisom możemy dokładnie wyobrazić sobie przedstawioną rzeczywistość. Michael Russell wprowadza do swojej powieści postacie historyczne takie jak Adolf Mahr czy Sean Lester. Przypadają mi do gustu książki, w których stworzeni przez autorów bohaterowie spotykają się z realnymi osobami. Daje to niesamowite wrażenie, którego tutaj nie zabrakło. Oprócz tego bardzo podoba mi się fragment, w którym jest opisane Wolne Miasto. Podczas lektury zdawało mi się jednak, że ta wolność jest raczej pojęciem względnym. Znam Gdańsk z obecnych czasów, stąd odtworzenie dawnego obrazu tego miejsca uważam za bardzo ciekawe. Na plus zasługuje również "Opowieść o dwóch traktatach", którą znajdziecie na końcu książki. Jest ona bardzo interesującym dodatkiem.

"Miasto cieni" to jednak przede wszystkim powieść kryminalna. Jesteśmy świadkami jednego zabójstwa. Jakiś czas później dowiadujemy się, że odkryto dwa ciała. Nie znamy mordercy. Sprawa jest bardzo trudna do rozwiązania. Lubię kryminały, których autorzy prowokują czytelnika do próby rozszyfrowania zagadki, kto kogo zabija i dlaczego. Właśnie to sprawia, że tego typu literatura jest dla mnie interesująca. Michael Russell daje to odczuć, jednak muszę przyznać, że czegoś mi tutaj brakuje. Mimo, że książka jest wciągająca, nie odczuwałam słynnego dreszczyku emocji. Na początku bardzo mnie pochłaniała, ale z czasem odnosiłam wrażenie, że jest trochę za dużo wątków, przez co osłabł mój entuzjazm. Poza prowadzeniem śledztwa w sprawie śmierci dwóch osób, dochodzi motyw polityczny, a także religijny. I chociaż wnoszą one wiele w treść książki, można się trochę pogubić.

Nie braknie również wątku miłosnego. Chociaż ten nie trafia w moje oczekiwania. Owszem, między bohaterami rodzi się więź, ale wydaje się ona mało oszałamiającym uczuciem. W tym przypadku czuję się nieco zawiedziona, bo spodziewałam się czegoś innego. Nie przemawia do mnie ta relacja.

"Miasto cieni" to dobra powieść kryminalna połączona z historią. Zdecydowanym atutem jest tutaj przeniesienie akcji do lat 30. poprzedniego stulecia, co nadaje jej niesamowity klimat. Wątek dotyczący śledztwa nie do końca mnie przekonuje, ale nie oznacza to, że książka nie zasługuje na uwagę. Polecam czytelnikom, którzy są miłośnikami kryminałów z historią w tle.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non

niedziela, 9 marca 2014

"Biec albo umrzeć" Kilian Jornet

autor: Kilian Jornet
wydawnictwo: Sine Qua Non
liczba stron: 256
moja ocena: 7/10



Spośród wielu książek do wyboru, to właśnie ten tytuł- „Biec albo umrzeć” przykuł moją uwagę. Zawsze podziwiam ludzi, którzy podejmują się takiemu wyzwaniu jak bieganie. Ja sama jakoś nie mogę się przekonać, mimo że mój chłopak od dłuższego czasu pokonuje tym sposobem wiele kilometrów. Dlatego, kiedy książka trafiła w moje ręce, postanowiłam ją przeczytać i dowiedzieć się, co kieruje ludźmi, którzy darzą wielką miłością bieganie.

Historia dotyczy Kiliana. Młodego chłopaka, który od dziecka pragnął biegać, zdobywać szczyty i jak w pewnym momencie powiedział: „liczyć jeziora”. Wspinaczka towarzyszyła mu od dziecka. Już jako nastolatek przemierzał różne tereny. Najbardziej jednak zafascynowały mnie słynne ultra maratony. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie przebycia biegiem dwudziestu kilometrów, a co dopiero stu sześćdziesięciu! To był dla mnie szok. 

Jednak kiedy czytałam opis emocji, jakie towarzyszą takim właśnie biegaczom jak Kilian, nie dziwi mnie już fakt, że pokonanie takiego dystansu jest możliwe. Chęć pokonania własnych słabości, myśl nie o wygranej, ale o fakcie dotarcia do mety po tak długiej trasie, a do tego wspaniałe widoki, natura, pozwalają przetrwać czas maratonu.

Dzięki tej książce dowiedziałam się, jak takie maratony dokładnie wyglądają. Trasa jest podzielona na kilka odcinków, gdzie można chwilę odpocząć, coś zjeść, przemyć rany na stopach, czy nawet chwilę pospać. Jednak jak dla mnie te odcinki i tak są ogromne. Kilian o przebyciu czterdziestu czy pięćdziesięciu kilometrów mówi tak, jakby chodziło zaledwie o cztery. Naprawdę podziwiam takich ludzi. Muszą mieć w sobie ogromną determinację.

Bohater tej opowieści jest człowiekiem, który niewątpliwie żyje bieganiem. To jest jego miłość. Najprawdziwsza i największa. Można powiedzieć, że dla tego poświęcił całe swoje życie. Każdy maraton traktuje bardzo poważnie. Przyjmuje różne strategie. Dokładnie obmyśla trasę. Sam fakt podejścia do wyścigu i dotarcia na metę sprawia, że czuje się zwycięzcą. 

Myślę, że książkę warto przeczytać. Na pewno stanie się niemałą motywacją dla biegaczy i być może nie tylko. Każdy z nas może wynieść coś z tej historii. Zawziętość, determinacja, uparte dążenie do celu, wytrzymałość. To cechy, które każdemu człowiekowi są potrzebne w drodze do sukcesu. 

Wydawnictwo SQN 

Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta

Wyzwania:
http://basiapelc.blogspot.com/p/czytam-literature-amerykanska.html

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...