Kilka miesięcy temu zachwycałam się pierwszą częścią „Śmierci
Komandora” autorstwa Harukiego Murakamiego. Pamiętam, że jej lektura pochłonęła
mnie bez reszty. W zasadzie nie jest to pierwsza książka tego autora, która
bardzo mi się spodobała. Miałam okazję być oczarowaną jego twórczością przy „Bezbarwnym
Tsukuru Tazaki i latach jego pielgrzymstwa”. Tym oto sposobem nie mogłam
odmówić sobie sięgnięcia po drugi tom „Śmierci Komandora”. Przyznam, że
najpierw tylko trochę ja podczytywałam, odkładałam, później znowu wracałam, aż
w końcu przysiadłam i ponownie dałam się wciągnąć, ale czy było warto?
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sztuka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sztuka. Pokaż wszystkie posty
środa, 24 kwietnia 2019
sobota, 29 grudnia 2018
„Śmierć Komandora. Pojawia się idea ” Haruki Murakami
Miałam już okazję sięgnąć po powieść autorstwa Harukiego Murakamiego. Pamiętam, że była to wspaniała literacka przygoda. Chociaż od tej pory minęło kilka lat, nadal mam w głowie to, jakie zrobiła na mnie wrażenie. Kiedy kilka tygodni temu nadarzyła się okazja, aby poznać kolejną jego książkę, nie wahałam się ani chwili i absolutnie tego nie żałuję.
To historia pewnego japońskiego portrecisty, który po rozstaniu z żoną postanawia na jakiś czas porzucić wszelkie zlecenia i wybrać się w podróż po północno-wschodniej części Japonii. Po powrocie prosi swojego przyjaciela o nocleg. Mieszkając w opuszczonym domu należącym niegdyś do słynnego malarza, doświadcza wewnętrznej przemiany, za którą stoi znajomość z nowym, dość ekscentrycznym sąsiadem oraz odkrycie obrazu wiernie odtwarzającego śmierć Komandora. Bohater doświadcza coraz to dziwniejszych sytuacji, które ujawniają relacje między ludźmi i zdarzeniami.
Dawno nie czytałam tak wciągającej książki. Gdy tylko zabrałam się za tę powieść, przepadłam. Dotarcie do końca zajęło mi raptem dwa dni, co przy mojej ostatniej kondycji czytelniczej, a raczej jej totalnego braku, było naprawdę imponujące. Nie mogłam się oderwać. Nie pamiętam, kiedy jakaś powieść zrobiła na mnie takie wrażenie, jak ta. Możliwe, że był to Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa. Podejrzewam, że wpływ na to ma styl autora, który jest według mnie jedyny w swoim rodzaju i wyjątkowo do mnie trafia, przez co czytanie powieści, które wyszły spod pióra tego japońskiego mistrza literatury jest czystą przyjemnością.
Z każdą kolejną stroną Śmierci Komandora czułam, jakbym coraz bardziej zagłębiała się w zadziwiającą, skrywającą wiele tajemnic, może nieco niebezpieczną, historię. Autor potrafi stworzyć bardzo specyficzny klimat, który intryguje i wciąga czytelnika. Poza tym wplata wątki historyczne, legendarne, dodatkowo urozmaicając już fantastyczną fabułę. Motyw z mnichem – genialny.
Bohaterowie to bardzo interesujące postacie. W zasadzie z jednej strony możemy czytać im w myślach, ale z drugiej ma się wrażenie, że nie odkrywają przed nami wszystkich kart. Zwłaszcza dość tajemniczy, kontrowersyjny sąsiad portrecisty. Sam artysta z kolei wiele analizuje, rozmyśla, poszukuje czegoś wewnątrz siebie, by w końcu doznać przemiany. Jestem niezmiernie ciekawa, jak potoczą się ich losy w kolejnym tomie.
Wspaniały styl, wykonanie, wciągająca i niebanalna fabuła. Tak w kilku słowach mogę streścić tę książkę. Zakochałam się. Nadal jestem pod jej wielkim wrażeniem i już niebawem zabieram się za kolejny tom, w którym, mam nadzieję, wiele się wyjaśni. Moim zdaniem jest to literacki fenomen i ogromna motywacja do przeczytania pozostałych powieści Murakamiego. Gorąco polecam.
To historia pewnego japońskiego portrecisty, który po rozstaniu z żoną postanawia na jakiś czas porzucić wszelkie zlecenia i wybrać się w podróż po północno-wschodniej części Japonii. Po powrocie prosi swojego przyjaciela o nocleg. Mieszkając w opuszczonym domu należącym niegdyś do słynnego malarza, doświadcza wewnętrznej przemiany, za którą stoi znajomość z nowym, dość ekscentrycznym sąsiadem oraz odkrycie obrazu wiernie odtwarzającego śmierć Komandora. Bohater doświadcza coraz to dziwniejszych sytuacji, które ujawniają relacje między ludźmi i zdarzeniami.
Dawno nie czytałam tak wciągającej książki. Gdy tylko zabrałam się za tę powieść, przepadłam. Dotarcie do końca zajęło mi raptem dwa dni, co przy mojej ostatniej kondycji czytelniczej, a raczej jej totalnego braku, było naprawdę imponujące. Nie mogłam się oderwać. Nie pamiętam, kiedy jakaś powieść zrobiła na mnie takie wrażenie, jak ta. Możliwe, że był to Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa. Podejrzewam, że wpływ na to ma styl autora, który jest według mnie jedyny w swoim rodzaju i wyjątkowo do mnie trafia, przez co czytanie powieści, które wyszły spod pióra tego japońskiego mistrza literatury jest czystą przyjemnością.
Z każdą kolejną stroną Śmierci Komandora czułam, jakbym coraz bardziej zagłębiała się w zadziwiającą, skrywającą wiele tajemnic, może nieco niebezpieczną, historię. Autor potrafi stworzyć bardzo specyficzny klimat, który intryguje i wciąga czytelnika. Poza tym wplata wątki historyczne, legendarne, dodatkowo urozmaicając już fantastyczną fabułę. Motyw z mnichem – genialny.
Bohaterowie to bardzo interesujące postacie. W zasadzie z jednej strony możemy czytać im w myślach, ale z drugiej ma się wrażenie, że nie odkrywają przed nami wszystkich kart. Zwłaszcza dość tajemniczy, kontrowersyjny sąsiad portrecisty. Sam artysta z kolei wiele analizuje, rozmyśla, poszukuje czegoś wewnątrz siebie, by w końcu doznać przemiany. Jestem niezmiernie ciekawa, jak potoczą się ich losy w kolejnym tomie.
Wspaniały styl, wykonanie, wciągająca i niebanalna fabuła. Tak w kilku słowach mogę streścić tę książkę. Zakochałam się. Nadal jestem pod jej wielkim wrażeniem i już niebawem zabieram się za kolejny tom, w którym, mam nadzieję, wiele się wyjaśni. Moim zdaniem jest to literacki fenomen i ogromna motywacja do przeczytania pozostałych powieści Murakamiego. Gorąco polecam.
Za możliwość przeczytania dziękuję Business & Culture
Wydawnictwo Muza
środa, 23 listopada 2016
"Muza" Jessie Burton
Miałam już przyjemność zapoznać się z twórczością Jessie Burton. Bardzo podobała mi się "Miniaturzystka". Teraz nadszedł czas na najnowszą powieść, czyli "Muzę", która moim zdaniem jest genialna.
Czego dotyczy? To historia tajemniczego obrazu, który został namalowany przez słynnego hiszpańskiego malarza w latach 30. XX wieku, a zaginął w czasie II wojny światowej. W 1967 roku dzieło trafia do renomowanej londyńskiej galerii, czym wzbudza niemałe poruszenie wśród marszandów. Przez przypadek stenotypistka (Odelle Bastien) wpada na trop bardzo intrygującej zagadki sprzed trzydziestu lat. Jeszcze nie wie, że jest bliska odkrycia sekretu, którego ujawnienie wywołałoby wielką burzę w świecie sztuki..
Ostatnio przychodzi mi z trudem znalezienie takiej książki, od której nie mogłabym się oderwać i która byłaby tak dobra, że zepchnęłaby moje obowiązki na dalszy plan. Tym razem udało się. "Muza" pochłonęła mnie bez reszty, a zeszły wieczór uznaję za jeden z najlepszych pod względem spędzania czasu z lekturą. Uwielbiam wciągające, intrygujące historie, które z każdą stroną odkrywają coraz więcej. Taka właśnie jest najnowsza powieść Jessie Burton. Daję jej ogromnego plusa.
Bohaterowie również są bardzo ciekawi. Każdy z nich jest inny, każdy z nich jest wyjątkowy, ale los niesamowicie potrafi ich połączyć za sprawą jednego obrazu i to nawet na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Zdecydowaną faworytką wśród postaci jest dla mnie Teresa. Ta postać jest najciekawsza i najbardziej tajemnicza. Oczywiście, pozostali również są warci uwagi. Olivia ze swoim niebywałym talentem malarskim. Izaak, o którym nie można powiedzieć, żeby był nudny. Jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych bohaterów tej powieści. Odelle także da się polubić. Poza tym to właśnie dzięki niej możemy poznać tę fantastyczną historię.
Ponadto jest to piękne przedstawienie emocji związanych ze sztuką i nie tylko z nią. Widać tutaj złość, miłość, przyjaźń, nienawiść. Wyczuwa się wszechobecną atmosferę jakiegoś tajemniczego wydarzenia, które niewątpliwie rzutuje na teraźniejszość. To powieść, która ukazuje potęgę ludzkiego umysłu jako narzędzia do tworzenia wspaniałych wizualizacji własnej wyobraźni.
Fabuła "Muzy" jest bardzo dobrze przemyślana, co zasługuje na kolejny plus. Uwielbiam książki, które potrafią zaciekawić już od pierwszych stron. Ta zdecydowanie do takich należy. Ponadto jest napisana w bardzo przystępny sposób. Czyta się ją szybko za sprawą niesamowitej historii, jaką przedstawia, a także stylu autorki, który z pewnością będzie odpowiadał wielu czytelnikom.
Najnowsza powieść Jessie Burton to wspaniała lektura, która wciąga bez reszty. To opowieść o tajemnicach, intrygach i strzeżeniu prawdy. Do tego jest to duży zastrzyk emocji. Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak, jak i mnie. "Muza" Jessie Burton trafia na moją półkę jako kolejna ulubiona powieść. Gorąco polecam ją wszystkim tym, którym spodobała się "Miniaturzystka". Warto, aby sięgnęły po nią te osoby, które gustują w historiach ze sztuką w tle, a także wszyscy ci, którzy chcieliby przeczytać niesłychanie wciągającą, pełną sekretów książkę, która na pewno nie pozostanie Wam obojętna.
Czego dotyczy? To historia tajemniczego obrazu, który został namalowany przez słynnego hiszpańskiego malarza w latach 30. XX wieku, a zaginął w czasie II wojny światowej. W 1967 roku dzieło trafia do renomowanej londyńskiej galerii, czym wzbudza niemałe poruszenie wśród marszandów. Przez przypadek stenotypistka (Odelle Bastien) wpada na trop bardzo intrygującej zagadki sprzed trzydziestu lat. Jeszcze nie wie, że jest bliska odkrycia sekretu, którego ujawnienie wywołałoby wielką burzę w świecie sztuki..
Ostatnio przychodzi mi z trudem znalezienie takiej książki, od której nie mogłabym się oderwać i która byłaby tak dobra, że zepchnęłaby moje obowiązki na dalszy plan. Tym razem udało się. "Muza" pochłonęła mnie bez reszty, a zeszły wieczór uznaję za jeden z najlepszych pod względem spędzania czasu z lekturą. Uwielbiam wciągające, intrygujące historie, które z każdą stroną odkrywają coraz więcej. Taka właśnie jest najnowsza powieść Jessie Burton. Daję jej ogromnego plusa.
Bohaterowie również są bardzo ciekawi. Każdy z nich jest inny, każdy z nich jest wyjątkowy, ale los niesamowicie potrafi ich połączyć za sprawą jednego obrazu i to nawet na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Zdecydowaną faworytką wśród postaci jest dla mnie Teresa. Ta postać jest najciekawsza i najbardziej tajemnicza. Oczywiście, pozostali również są warci uwagi. Olivia ze swoim niebywałym talentem malarskim. Izaak, o którym nie można powiedzieć, żeby był nudny. Jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych bohaterów tej powieści. Odelle także da się polubić. Poza tym to właśnie dzięki niej możemy poznać tę fantastyczną historię.
Ponadto jest to piękne przedstawienie emocji związanych ze sztuką i nie tylko z nią. Widać tutaj złość, miłość, przyjaźń, nienawiść. Wyczuwa się wszechobecną atmosferę jakiegoś tajemniczego wydarzenia, które niewątpliwie rzutuje na teraźniejszość. To powieść, która ukazuje potęgę ludzkiego umysłu jako narzędzia do tworzenia wspaniałych wizualizacji własnej wyobraźni.
Fabuła "Muzy" jest bardzo dobrze przemyślana, co zasługuje na kolejny plus. Uwielbiam książki, które potrafią zaciekawić już od pierwszych stron. Ta zdecydowanie do takich należy. Ponadto jest napisana w bardzo przystępny sposób. Czyta się ją szybko za sprawą niesamowitej historii, jaką przedstawia, a także stylu autorki, który z pewnością będzie odpowiadał wielu czytelnikom.
Najnowsza powieść Jessie Burton to wspaniała lektura, która wciąga bez reszty. To opowieść o tajemnicach, intrygach i strzeżeniu prawdy. Do tego jest to duży zastrzyk emocji. Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak, jak i mnie. "Muza" Jessie Burton trafia na moją półkę jako kolejna ulubiona powieść. Gorąco polecam ją wszystkim tym, którym spodobała się "Miniaturzystka". Warto, aby sięgnęły po nią te osoby, które gustują w historiach ze sztuką w tle, a także wszyscy ci, którzy chcieliby przeczytać niesłychanie wciągającą, pełną sekretów książkę, która na pewno nie pozostanie Wam obojętna.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
tytuł:"Muza"
tytuł oryginału: "The Muse: A Novel"
autor: Jessie Burton
tłumaczenie: Anna Sak
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
data wydania: 2016
liczba stron: 475
okładka: twarda
poniedziałek, 17 marca 2014
"Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich" Małgorzata Gutowska- Adamczyk
autor: Małgorzata Gutowska- Adamczyk
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
liczba stron: 480
moja ocena: 9/10
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
liczba stron: 480
moja ocena: 9/10
Pierwsza opinia, jaką usłyszałam o tej książce, brzmiała w
skrócie: „średnia”. Zatem długo zastanawiałam się, czy ją przeczytać, czy może
zająć się czymś innym. Jednak jakiś czas temu natknęłam się na wiele
pozytywnych recenzji, więc postanowiłam, że przekonam się na własnej skórze,
jaka ta książka jest.
Nina Hirsch zajmuje się historią sztuki. Pewnego dnia
dostaje wiadomość od matki, która informuje ją, że ma zająć się pogrzebem
swojej ciotki. Kobieta wyjeżdża zatem do Gutowa- rodzinnej miejscowości Irena
Hirsch. Zatrzymuje się w hotelu prowadzonym przez Igę Toroszyn. Dowiaduje się,
że z niewyjaśnionych powodów giną obrazy autorstwa Rose de Vallenord.
Właścicielka hotelu obawia się kradzieży portretu, który znajduje się jakby pod
jej opieką. Nina postanawia dowiedzieć się czegoś więcej na temat malarki i
odkryć, co stoi za zniknięciem jej dzieł. Niedługo później planuje podróż do
Paryża śladami Rose de Vallenord.
Cóż mogę powiedzieć o książce? Na pewno nie jest dla mnie „średnia”.
Jest co najmniej bardzo dobra! Aczkolwiek muszę przyznać, że dawno nie
spotkałam się z tak podłymi bohaterami. Wzbudzili we mnie wiele negatywnych
emocji. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby taka Irena Hirsch wpadła w moje ręce.
Chyba bym ją rozszarpała na strzępy! Dlaczego? Zbyt dużo opowiadać, ale jeżeli
przeczytaliście książkę, na pewno wiecie, ile zła wyrządziła ta kobieta. Z
kolei tak mi było żal Niny. Strasznie jej współczuję i życzę szczerze, aby w
następnym tomie los w końcu się do niej uśmiechnął.
Przenosząc się ponad sto lat wstecz poznajemy Różę z
Wolskich. Najpierw jako małą dziewczynkę, która nie mówi ani jednego słowa.
Później jako młodą kobietę, która szuka swojego miejsca na Ziemi. Z jednej
strony myśli, że szczęście przyniesie jej miłość ukochanego księcia, z drugiej,
że jej powołaniem jest malarstwo. Dziewczyna też nie ma lekko. Tak samo jak
Nina ma trudne relację z matką. Obie bohaterki są nieco do siebie podobne. Obie
są nie najlepiej traktowane przez rodzicielki, obie przeżywają kolejne
nieszczęśliwe miłości.
O Róży warto jednak jeszcze dodać, że pomimo wszechobecnie
uznawanych norm i zasad, przełamała się i po części spełniła wbrew wielu
przeciwnościom swoje marzenie. Zaczęła od rysowania sukien, a skończyła na
sławie godnej salonów. Można powiedzieć, że wykazała się niemałą odwagą „bawiąc”
się w malarstwo, które do tej pory było domeną mężczyzn.
Książka jest dla mnie jedną ze smutniejszych. Mimo pięknych
paryskich widoków, sztuki, nie mogłam zapomnieć o nieszczęściach, jakie los
postawił na drodze zarówno Ninie, jak i Róży. Wiele razy byłam wręcz
zbulwersowana sytuacjami w jakie wpadały kobiety. Muszę teraz szybko przeczytać
coś wesołego, bo historia Róży i Niny (szczególnie tej drugiej), wywołała u
mnie lekkie zaburzenie nastroju.
Mimo to książkę polecam. Jest naprawdę warta uwagi. Teraz z
niecierpliwością czekam na możliwość poznania treści drugiego tomu i mam
nadzieję, że będzie bardziej optymistyczny.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Wyzwania:
Subskrybuj:
Posty (Atom)