Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rodzeństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rodzeństwo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 lutego 2023

„Spowiedź diabła” Adrian Bednarek

„Spowiedź diabła” to trzecia część serii o Kubie Sobańskim. Z tą serią mam tak, że już miałam zrobić sobie przerwę. Przerzucić się na chwilę na inny gatunek książek, ale pomimo tych dosadnych, brutalnych, a momentami wręcz obrzydliwych opisów zbrodni, nie mogłam się oderwać. Można by powiedzieć, że diabełek uzależnia.

Siedemnastoletnia Sonia jest córką bogatego przedsiębiorcy. Pewnego dnia jej brat bliźniak ginie w dziwnych okolicznościach. Pijany i pod wpływem narkotyków przyłapuje siostrę na erotycznej randce on-line, a chwile później wypada z balkonu, czego konsekwencją jest skręcenie karku. Sonia zostaje oskarżona o zabójstwo, a przejęci rodzice za wszelką cenę chcą uratować jedyne już teraz dziecko. Aby uchronić córkę przed więzieniem, proszą o pomoc kancelarię Kuby Sobańskiego i jego wspólniczki Sandry. 

W międzyczasie z kliniki odwykowej wychodzi Julia - była dziewczyna Kuby, która staje się znana za sprawą wydania książki „Sypiałam z Rzeźnikiem Niewiniątek”. Pisarski sukces to jedno, ale dziewczyna planuje coś poważniejszego. W końcu niczego w życiu nie należy obawiać się bardziej niż zemsty kobiety...

czwartek, 3 maja 2018

"Spacer na krawędzi" Sherri Smith


 Ostatnio dosyć często wpadają mi w ręce różnego rodzaju kryminały i thrillery. Tym razem nie było inaczej i dopiero co skończyłam kolejny, czyli „Spacer na krawędzi” Sherri Smith. Książka o tyle intrygująca, że wywołała we mnie zupełnie skrajne wrażenia.

Główna bohaterka, Mia, wraca do rodzinnego miasta, ponieważ okazuje się, że jej brat bliźniak, Lucas, jest oskarżony o morderstwo tutejszej nastolatki, z którą w dodatku miał romans. Podejrzany nie został jednak złapany. Ślad po nim zaginął. Załamana Mia nie wierzy w winę brata. Niestety, w zasadzie nikt nie podziela jej zdania, a policja zdaje się być bezradna w całej sytuacji. Kobieta, przekonana o niewinności Lucasa, postanawia sama dowieść prawdy. Szybko przekona się, że komuś najwyraźniej zależy na tym, żeby jej przeszkodzić…

Dlaczego ta książka wywołała u mnie skrajne wrażenia? Dlatego, że na początku czytanie szło mi opornie. Akcja zupełnie mnie nie wciągała, a bohaterowie irytowali na każdym kroku. Po kilkudziesięciu stronach musiałam zrobić sobie przerwę. Z takimi interwałami dotarłam do połowy powieści i ku mojemu zdumieniu zaczęło się dziać. Okazało się, że historia wcale nie jest nudna jak przysłowiowe flaki z olejem, ale zaczyna nabierać barw i to całkiem wyraźnych. Autorka daje nam nagle do wyboru kilka opcji, kogo podejrzewać. Oczami wyobraźni głównej bohaterki poznajemy argumenty, które dowodzą o motywach zbrodni poszczególnych osób, co było dosyć ciekawe. Akcja nabiera tempa, a nowe fakty zaczynają wychodzić na światło dzienne. To zdecydowanie zasługuje na plus.

Niestety, jeśli chodzi o minusy, zaliczyłabym tu bohaterów. Mimo wszystko, zupełnie nie przypadli mi do gustu. Mia momentami bardzo mnie irytowała swoim zachowaniem. Czasami miałam wrażenie, ze mam do czynienia z naiwną bohaterką typowego horroru, która podejmuje totalnie złe decyzje. Rozumiem motyw jej działania, w końcu chciała dowieść niewinności swojego brata, ale patrząc na całokształt, jakoś mnie do siebie nie przekonała. Pozostali bohaterowie też niespecjalnie wpadli mi w czytelnicze oko. Eric, Garret, czy mieszkańcy Wayoaty… nie, zdecydowanie nie. Na pewno nie będę ich wspominać z sentymentem. A tamtejsze nastolatki? To już zupełnie pozostawię bez komentarza.

Inny minus w moim odczuciu, to niektóre wątki, które zostały za mało rozwinięte, jak relacje Bailey i Madison, czy ogólnie coś więcej o rodzinie Wilkesowów. Czegoś mi tutaj zabrakło. Być może, gdyby autorka podała więcej szczegółów, nieco rozciągnęła te wątki, historia mogłaby się okazać naprawdę genialna.

Podsumowując „Spacer na krawędzi” to niezły kryminał, który, chociaż ma nieciekawych bohaterów, jest w ostateczności bardzo wciągającą, trzymającą w napięciu książką. Ciekawe zwroty akcji, rzucanie światła na nowych podejrzanych, czy nagle wychodzące na jaw fakty z przeszłości, zagrały na korzyść tej historii. Mimo, że ten tytuł nie znajdzie się na liście moich ulubionych, myślę, że wielu z Was, miłośnikom tego typu książek, może się spodobać.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Harper Collins Polska

poniedziałek, 6 lipca 2015

"Żółte oczy krokodyla" Katherine Pancol

autor: Katherine Pancol
wydawnictwo: Sonia Draga
liczba stron: 624
moja ocena: 10/10

Tyle bym chciała napisać o tej książce. Myśli po przeczytaniu bombardują mnie niesamowicie. W zasadzie nie wiem, od czego zacząć...

Dwie kobiety. Siostry. Siostry, a jednak tak bardzo różnią się od siebie. Jedna piękna, bogata, uwielbiana przez wszystkich, a przede wszystkim przez samą siebie. Druga "szara myszka", żyjąca w cieniu siostry. Wiecznie świecąca niczym gwiazda Iris, znudzona brakiem większego zainteresowania swoją osobą, podrzuca informację, że zamierza napisać powieść historyczną osadzoną w XII wieku. Wzbudza tym niemałą ciekawość. Wszystko byłoby dobrze, gdyby jeszcze miała jakiekolwiek pojęcie na ten temat. Na szczęście ma wierną siostrę, która specjalizuje się w tematyce tamtych czasów...

Moją uwagę przykuła okładka. Nie napiszę, że nie. Przeczytałam opis książki i uznałam, że będzie to ciekawa, miła  i lekka lektura idealna na ten wakacyjny czas. Trochę się zmartwiłam, że ma ponad sześćset stron i że będzie mi się bardzo dłużyć. Na szczęście "Żółte oczy krokodyla" nie należy do książek, które się czyta i czyta i ma się wrażenie, że stoi się w miejscu. W pewnym momencie akcja tak porywa, że chce się wiedzieć więcej. Jest niczym rozpędzająca się lokomotywa.

Historia jest bardzo złożona. Poznajemy wielu bohaterów. Wszystkich razem i każdego z osobna. Dawno tak nie miałam, ale w tym wypadku po raz kolejny bardzo zżyłam się z większością. Kilka osób posłałabym, nie napiszę gdzie. Sami możecie się tego domyślić. Zwłaszcza wstrętną Henriettę. Kobieta działała na mnie, jak czerwona płachta na byka. I chociaż jej mąż nie był amantem, za którym obejrzałaby się każda kobieta (wręcz odwrotnie), miał w sobie coś pozytywnego i naprawdę go polubiłam. Ogromnie mu współczułam małżeństwa z tą bezduszną kobietą. Mogłabym opisać każdą postać, jaka wystąpiła w tej powieści, jednak zabrałoby to zbyt dużo czasu (i miejsca). Dzięki autorce wszystkich bohaterów bardzo dokładnie. Każdy z nich ma odmienny charakter. Każdy z nich ma w sobie coś wyjątkowego zarówno pozytywnego, jak i negatywnego.

Warto jednak zastanowić się, co niesie ze sobą ta powieść. Możemy dowiedzieć się, że nasza zbyt duża pewność siebie może odwrócić się przeciwko nam. Życie w ciągłym luksusie, gdy uważa się, że osiem tysięcy euro za ubranie nie jest żadną ceną. Bycie rozkapryszoną księżniczką, której wszystko się należy. Uważanie, że wszystko można kupić za pieniądze. Manipulacja osobą słabszą psychicznie i podatną na takie traktowanie. Z pewnością są to zachowania, których należy się wystrzegać, aby nie ponosić ich późniejszych konsekwencji. W tej książce dowiecie się, jakich.

Dzięki tej książce wywnioskowałam jeszcze jedno. To, że jest się osobą, którą wszyscy uwielbiają, której wszystko w życiu łatwo przychodzi, bo ma pieniądze, pozycję, wysokie mniemanie o sobie nie oznacza, że jest się osobą silną, zdolną do przetrwania przez wszystkie życiowe próby. To właśnie te osoby, które pod wpływem różnych wydarzeń (zwłaszcza tych mało przyjemnych) przechodzą metamorfozę, stają się twardsze. Te osoby są w stanie przetrwać każdą burzę. Nie to co ci ludzie, którym wszystko łatwo przychodzi. Które nie muszą o nic walczyć ani się starać.

Książkę zdecydowanie polecam. Jest wspaniałą opcją na letnie dni. Rozbawi, niekiedy zdenerwuje zachowaniem bohaterów, ale tak jak już wspominałam, przekazuje ważne przesłanie. Przede wszystkim takie: pieniądze szczęścia nie dają.

Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta

Wydawnictwo Sonia Draga

Zobacz również: | Żółte oczy krokodyla || Wolny walc żółwi |
| Wiewiórki z Central Parku są smutne w poniedziałki |

poniedziałek, 4 maja 2015

"Ogród cieni" Virginia C. Andrews

autor: Virginia C. Andrews
wydawnictwo: Świat Książki
liczba stron: 320
moja ocena: 7/10

Tak, zakończyłam wspaniałą serię poświęconą rodzinie Dollangangerów. Jakie wrażenia? Cudowne, niesamowite, mnóstwo przemyśleń. Chociaż muszę przyznać, że ta część najmniej przypadła mi do gustu.

"Kto wiatr sieje..." to w zasadzie ostatni tom dotyczący "przygód" Cathy i Chrisa. W "Ogrodzie cieni" przenosimy się w czasie do wydarzeń, które miały miejsce sporo lat wstecz, zanim pojawiło się feralne rodzeństwo. Dzięki tej części historii dowiadujemy się kilku znaczących faktów, które nieco zakrzywiają obraz bohaterów, którzy zarówno moim, jak i pewnie Waszym zdaniem zasługiwali na miano tych negatywnych. Niestety, po przeczytaniu tego tomu, dochodzę do jednego wniosku. W rodzinie Foxworthów pokoleń panują nieszczęścia. Jedna fatalna decyzja ciągnie za sobą kolejną i tak dalej. To bardzo smutne, ale prawdziwe. 

Wiele osób uważa, że "Ogród cieni" wyjaśnia poniekąd zachowanie Olivii i w niektórych momentach można ją nawet usprawiedliwiać. Ja nie do końca mam takie zdanie. Owszem, ta kobieta od dziecka była nieszczęśliwa. Wychodząc za mąż trafiła jakby z deszczu pod rynnę. Zamiast miłości spotkała się z chłodem, nieszczęściem, chęcią władzy i żądzą pieniądza. Nie tłumaczy to jednak faktu, dlaczego tak podle zachowała się wobec Alicji. Wymyśliła straszną intrygę, którą zrealizowała w rzeczywistości. Z zazdrości o piękno i życiowe powodzenie tamtej kobiety? Jeżeli tak, to mam co do niej mieszane uczucia zwłaszcza, że tamta przeszła naprawdę ciężkie chwile. Mało tego, Olivia jest kolejną ofiarą rodzinnej, chorej manipulacji i to nie ze strony Malcolma, którego znając z wcześniejszych części, można uznać za człowieka gotowego sterować wszystkim i wszystkimi. Co ciekawe, Olivia nie uzyskała w większej mierze mojej sympatii, mimo że poznałam jej motywy działania, ale za to coś tknęło mnie w sensie pozytywnym odnośnie Malcolma Foxwortha. I chociaż ten bezwzględny, wydawałoby się pozbawiony uczuć wyższych mężczyzna był istnym tyranem, tak w dosłownie ostatnich stronach książki zdobył u mnie punkt. Gdy okazało się, że całemu dalszemu pechowi rodziny Foxworthów jest winna tak naprawdę jeszcze gorsza osoba...

Czas pożegnać się z tą wspaniałą historią. Po raz kolejny zachęcam do przeczytania całej serii. Dla takich książek warto czytać. Cała saga przekazuje mnóstwo wskazówek i wartości. Niewątpliwie skłania do refleksji. Gwarantuję, że nie zapomnicie o niej tak łatwo.

Wydawnictwo Świat Książki

Zobacz również: | Kwiaty na poddaszu || Płatki na wietrze || A jeśli ciernie || Kto wiatr sieje |
| Ogród cieni |

wtorek, 28 kwietnia 2015

"Kto wiatr sieje" Virginia C. Andrews

autor: Virginia C. Andrews
wydawnictwo: Świat Książki
liczba stron: 464
moja ocena: 10/10

Tak oto kończy się moja przygoda z rodziną Dollangangerów... Co prawda pozostaje mi "Ogród cieni", ale to już nie będzie to samo. Jestem wstrząśnięta po przeczytaniu tej czwartej już części "Kwiatów na poddaszu". Chociaż wiele recenzji nie ocenia jej tak wysoko, jak poprzednich tomów, na mnie zrobiła ogromne wrażenie...

Nie da się nie zdradzić kilku szczegółów, chcąc poniekąd przybliżyć fabułę tej powieści. Cathy i Chris są już w średnim wieku. Los sprawia, że po raz kolejny muszą przekroczyć progi Foxworth Hall, aby uczcić dwudzieste piąte urodziny Barta. Tymczasem w posiadłości pojawia się długo uważany za zaginionego wujek Joel, który zdaje się wywierać ogromny wpływ na młodszego syna Cathy.

Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby końcówkę książki czytać z przyspieszonym biciem serca i łzami w oczach. Tak właśnie było, gdy docierałam do ostatnich wersów "Kto sieje wiatr". I chociaż dużo sytuacji można przewidzieć, spodziewać się ich, to zakończenie było dla mnie tak strasznie smutne. Nie takiego finału chciałam. Tej rodzinie przydałby się prawdziwy happy-end. Uważam, że naprawdę na to zasłużyli. Ogólnie rzecz ujmując jest trochę nadziei w tym zakończeniu, ale to nie to...

W zasadzie w trakcie czytania zdarzyło mi się zasmucić tak wiele razy, że przydałoby mi się przeczytać teraz coś naprawdę zabawnego. To, co stało się z Jorrym było dla mnie tak potworne, że nie mogłam tego czytać bez emocji. Czułam się, jakbym była tam z nimi, z całą rodziną Dollangangerów i przeżywała to nieszczęście. Później Melodie... nie wiem, co sądzić o tej dziewczynie. Z jednej strony zachowywała się jak rozkapryszona jedynaczka, która chcąc dla siebie jak najlepiej, raniła innych, a z drugiej, czy można ją oceniać, gdy nigdy nie było się w jej sytuacji? Co do Barta. Powiem szczerze. Typ mnie strasznie denerwował, irytował, wywoływał negatywne emocje, ale wiem jedno, on był potworem tylko dlatego, że działał pod wpływem złego człowieka. Patrząc na to, że Bart miał tak wielkie zaburzenia już jako dziecko, bardzo mu współczuję tego, że pragnąc zaznać prawdziwej miłości i akceptacji, zaufał komuś, kto go tylko wykorzystał. Joel... nie skomentuję. Na miejscu autorki chyba bym mu zrobiła coś na koniec książki albo nawet wcześniej.

Manipulacja. Pieniądze. Chęć władzy. Tak. O tym jest ta cała wielka historia. Ale przekazuje coś bardzo ważnego. Pokazuje, że pieniądze rzeczywiście nie dają ani tej prawdziwej miłości, ani prawdziwego szczęścia. Można być milionerem, a nie mieć tak naprawdę nic. Bo czym jest życie bez miłości?

Jest coś jeszcze ważnego, co niesie, a w zasadzie niosą te cztery tomy sagi. To pokazanie, że miłość i dobro zawsze zwyciężają. Przetrwają wszystko. I chociaż na świecie jest tyle zła, ta jasna strona zawsze będzie górą. Nawet wówczas, gdy zdawałoby się to niemożliwe.

Wydawnictwo Świat Książki

Zobacz również: | Kwiaty na poddaszu || Płatki na wietrze || A jeśli ciernie || Kto wiatr sieje |
| Ogród cieni |
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...