autor: Carlos Ruiz Zafón
wydawnictwo: MUZA S.A.
liczba stron: 288
moja ocena: 7/10
Z Carlosem Ruizem Zafónem "spotkałam się" nie raz. Przepadłam, czytając "Cień Wiatru". Zakochałam się w "Marinie". A "Księcia Mgły" bardzo polubiłam. Przyszedł moment, kiedy zabrałam się za "Pałac Północy".
Kalkuta, 1932 rok. Sierociniec St. Patrick's. Każdy wychowanek, który ukończy szesnaście lat musi opuścić swój dotychczasowy dom i rozpocząć życie jako dorosły człowiek. Taki los spotkał Bena i jego przyjaciół. Na krótko przed wyjazdem z sierocińca poznaje Sheere, którą zabiera na spotkanie ich tajnego stowarzyszenia do Pałacu Północy. Po poznaniu historii dziewczyny przyjaciele postanawiają jej pomóc. Wyruszają na poszukiwanie tajemniczego domu należącego do jej ojca. Zagadka doprowadza ich do strasznego sekretu. Pojawia się płonący duch. Po torach zniszczonego dworca przejeżdża palący się pociąg z umierającymi w ogniu dziećmi... Młodzi przyjaciele muszą rozwikłać zagadkę i ocalić siebie przed grożącym ich życiu niebezpieczeństwem...
"Pałac Północy" czytało mi się bardzo dobrze. Błyskawiczne tempo. Ciągła akcja. Ciągłe odkrywanie nowych elementów układanki. Do tego nuta horroru. Naprawdę, bardzo dobry pomysł. Przy tej książce nie sposób się nudzić. Na spokojnie można ją przeczytać w jeden dzień bez większego wysiłku, a zagwarantuje nam wspaniałą przygodę. Muszę jednak przyznać, że mimo iż książka jest świetna, nie podobała mi się aż tak jak "Marina" czy "Cień Wiatru". Owszem, polubiłam ją, ale zabrakło mi tego "czegoś", co znalazłam w wyżej wymienionych tytułach.
W pewnym momencie lektury przypomniał mi się film "Piła". Nie pamiętam, która część, ale fragment, w którym bohater musi wybrać odpowiednią skrzynkę spośród kilku (w jednej czai się śmierć), naprawdę przypomniał mi o tamtym horrorze. Na szczęście mimo wielu przerażających akcji, w książce nie znajdziemy tyle okrucieństwa, co w "Pile".
Zabrakło mi trochę bardziej rozwiniętego opisu bohaterów. W porównaniu z innymi książkami, poznajemy ich (jak dla mnie) w niewystarczającym stopniu. To chyba sprawiło, że nie dałabym tej książce maksymalnej oceny. Niemniej jednak, jeżeli lubicie dreszczyk emocji i powieści Zafóna, zachęcam do lektury.
Wydawnictwo MUZA S.A.
Wyzwania:
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytam fantastykę II. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytam fantastykę II. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
wtorek, 8 lipca 2014
"Moc z Lortycji" Paulina Marta Deptuła
autor: Paulina Marta Deptuła
wydawnictwo: Wfw
liczba stron: 134
moja ocena: 7/10
"Moc z Lortycji""- krótka opowieść, na którą trafiłam przypadkiem na stronie księgarni, a którą miałam dzisiaj okazję przeczytać dzięki Ósemkowemu Klubowi Recenzenta. Opowieść, która wciąga nas w magiczny świat...
Natalia mieszka wraz z rodzicami w Londynie. Pewnego dnia do ich domu przychodzi Klara. Podczas wyprawy do lasu dziewczynka gubi bransoletkę. Postanawiają wykopać dół. Nieoczekiwanie natrafiają na drzwi. Jeszcze nie wiedzą, że gdy je przekroczą, ich życie zmieni się nie do poznania...
Byłam w lekkim szoku, kiedy dowiedziałam się, że autorką jest trzynastoletnia dziewczyna. Przyznam szczerze, trochę sceptycznie podeszłam do czytania. Niepotrzebnie, ponieważ fabuła, akcja, bohaterowie są świetnie przedstawione. Bardzo mi się podobał ten fantastyczny świat Lortycji. Mimo tego, że książka została napisana przez nastolatkę, nie jest to taka typowa bajka dla dzieci. Tą historię może przeczytać każdy niezależnie od tego, ile ma lat. Gwarantuję, że ta baśniowa kraina porwie Was bez reszty.
Książkę czytało mi się z niebywałą lekkością. Zaczęłam lekturę rano, a skończyłam jakieś czterdzieści minut temu. To również jest plusem. Nic się nie dłuży, nie ma opisów. Co bardzo ciekawe opowieść nie kończy się takim typowym dobrym zakończeniem. Nie jest ono smutne, ale też nie do końca tryskające radością.
Jedyne co średnio przypadło mi do gustu to zachowanie rodziców Natalii, którzy sprawiali nieco dziwne wrażenie. Wystarczyła jedna wymówka, gdzie były ich podopieczne, a oni bez większych nerwów i przeanalizowania, czy dziewczynki mówią prawdę, za każdym razem wierzyli w to, co mówią.
Poza tym książkę uważam za bardzo dobrą. Może nie wybitną, ale na pewno zasługującą na uwagę. Jest świetnie napisana, a pamiętajmy, że jej autorką jest trzynastolatka.
Wydawnictwo Warszawska Firma Wydawnicza
wydawnictwo: Wfw
liczba stron: 134
moja ocena: 7/10
"Moc z Lortycji""- krótka opowieść, na którą trafiłam przypadkiem na stronie księgarni, a którą miałam dzisiaj okazję przeczytać dzięki Ósemkowemu Klubowi Recenzenta. Opowieść, która wciąga nas w magiczny świat...
Natalia mieszka wraz z rodzicami w Londynie. Pewnego dnia do ich domu przychodzi Klara. Podczas wyprawy do lasu dziewczynka gubi bransoletkę. Postanawiają wykopać dół. Nieoczekiwanie natrafiają na drzwi. Jeszcze nie wiedzą, że gdy je przekroczą, ich życie zmieni się nie do poznania...
Byłam w lekkim szoku, kiedy dowiedziałam się, że autorką jest trzynastoletnia dziewczyna. Przyznam szczerze, trochę sceptycznie podeszłam do czytania. Niepotrzebnie, ponieważ fabuła, akcja, bohaterowie są świetnie przedstawione. Bardzo mi się podobał ten fantastyczny świat Lortycji. Mimo tego, że książka została napisana przez nastolatkę, nie jest to taka typowa bajka dla dzieci. Tą historię może przeczytać każdy niezależnie od tego, ile ma lat. Gwarantuję, że ta baśniowa kraina porwie Was bez reszty.
Książkę czytało mi się z niebywałą lekkością. Zaczęłam lekturę rano, a skończyłam jakieś czterdzieści minut temu. To również jest plusem. Nic się nie dłuży, nie ma opisów. Co bardzo ciekawe opowieść nie kończy się takim typowym dobrym zakończeniem. Nie jest ono smutne, ale też nie do końca tryskające radością.
Jedyne co średnio przypadło mi do gustu to zachowanie rodziców Natalii, którzy sprawiali nieco dziwne wrażenie. Wystarczyła jedna wymówka, gdzie były ich podopieczne, a oni bez większych nerwów i przeanalizowania, czy dziewczynki mówią prawdę, za każdym razem wierzyli w to, co mówią.
Poza tym książkę uważam za bardzo dobrą. Może nie wybitną, ale na pewno zasługującą na uwagę. Jest świetnie napisana, a pamiętajmy, że jej autorką jest trzynastolatka.
Wydawnictwo Warszawska Firma Wydawnicza
Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta
Wyzwania:
środa, 11 czerwca 2014
"Alicja i lustro zombi" Gena Showalter
autor: Gena Showalter
wydawnictwo: Mira Harlequin
liczba stron: 444
moja ocena: 9/10
Zaledwie trzy dni temu skończyłam "Alicję w krainie zombi". Mając pod ręką kolejną część, od razu zabrałam się za lekturę. Powiem, a raczej napiszę, tak: jest o wiele lepsza niż jej poprzedniczka.
Ali już wie, że na świecie istnieją potwory głodne duszy każdego człowieka. Wie, że to one zabrały jej ukochaną rodzinę. Wie też, jak z nimi walczyć. Życie powoli zaczyna się stabilizować. Uczucie między dziewczyną a Colem rośnie. Jednak pewnego dnia do grupy zabójców dołącza Gavin i Veronica. Ali dowiaduje się, że Veronica była niegdyś dziewczyną Cola, co już daje jej powód do zazdrości. Tym bardziej, że potencjalna rywalka zdaje się nie przejmować tym, że jej ex jest w stałym związku. Tymczasem Ali ma wizję z Gavinem w roli głównej. Cole nie jest z tego zadowolony. Zresztą Ali również... Ta i kolejne widzenia będą miały ogromny wpływ na dalsze wydarzenia.
Zombi nadal próbują atakować. Nieoczekiwanie Ali zostaje ugryziona przez Justina, który był zainfekowany. W dziewczynie rodzi się nowy duch. W jej ciele zaczyna żyć i człowiek, i zombi. Dowiaduje się o tym za każdym razem, gdy spojrzy w lustro...
Kiedy przeczytałam fragment, w którym Alicja spogląda w lustro i widzi siebie, ale zupełnie zmienioną, a ponadto jej odbicie zdaje się żyć własnym życiem, od razu przypomniał mi się pewien horror- "Lustra". Gdybym była na miejscu Ali, pewnie umarłabym ze strachu. To byłoby straszne. Spoglądać na siebie i widzieć upiora we własnym ciele...
Zdecydowanie o wiele bardziej podobała mi się ta część "Kronik Białego Królika". Jest bardziej wyrazista, więcej się dzieje. Wydaje mi się, że jest o wiele bogatsza w treść. Jest dużo więcej wciągającej akcji. Jest też sporo niespodzianek. Spodobało mi się to, że książka mniej przypomina takie typowe love story dla nastolatek. Oczywiście, wątek (a nawet wątki) miłosny odgrywa dużą rolę, ale jest mniej banalny. W zasadzie bohaterowie (nie tylko Ali i Cole) są w stanie zrezygnować z własnego szczęścia bycia razem po to, aby uchronić ukochanych przed złem. Trwa walka, w której wygraną jest miłość, ale na drodze do wspólnej radości mogą stanąć nie tylko przerażające zombi.
Tak, jak już wspomniałam, akcja jest o wiele bogatsza. Ali walczy o życie ze swoim alter ego, które daje o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Nagle pojawia się osoba, która zdaje się znać rozwiązanie problemu i może pomóc dziewczynie wrócić do dawnego życia. Jednak wszelkiego rodzaju przeciwności losu powodują, że spotkanie z tym człowiekiem odkłada się w czasie. Bardzo ciekawe jest też to, że obozie zabójców prawdopodobnie ktoś szpieguje. Pytanie tylko, kto?
Książka pochłonęła mnie bez reszty. Kiedy tylko pojawi się następna część, muszę ją koniecznie przeczytać. Polecam.
Wydawnictwo Mira Harlequin
wydawnictwo: Mira Harlequin
liczba stron: 444
moja ocena: 9/10
Zaledwie trzy dni temu skończyłam "Alicję w krainie zombi". Mając pod ręką kolejną część, od razu zabrałam się za lekturę. Powiem, a raczej napiszę, tak: jest o wiele lepsza niż jej poprzedniczka.
Ali już wie, że na świecie istnieją potwory głodne duszy każdego człowieka. Wie, że to one zabrały jej ukochaną rodzinę. Wie też, jak z nimi walczyć. Życie powoli zaczyna się stabilizować. Uczucie między dziewczyną a Colem rośnie. Jednak pewnego dnia do grupy zabójców dołącza Gavin i Veronica. Ali dowiaduje się, że Veronica była niegdyś dziewczyną Cola, co już daje jej powód do zazdrości. Tym bardziej, że potencjalna rywalka zdaje się nie przejmować tym, że jej ex jest w stałym związku. Tymczasem Ali ma wizję z Gavinem w roli głównej. Cole nie jest z tego zadowolony. Zresztą Ali również... Ta i kolejne widzenia będą miały ogromny wpływ na dalsze wydarzenia.
Zombi nadal próbują atakować. Nieoczekiwanie Ali zostaje ugryziona przez Justina, który był zainfekowany. W dziewczynie rodzi się nowy duch. W jej ciele zaczyna żyć i człowiek, i zombi. Dowiaduje się o tym za każdym razem, gdy spojrzy w lustro...
Kiedy przeczytałam fragment, w którym Alicja spogląda w lustro i widzi siebie, ale zupełnie zmienioną, a ponadto jej odbicie zdaje się żyć własnym życiem, od razu przypomniał mi się pewien horror- "Lustra". Gdybym była na miejscu Ali, pewnie umarłabym ze strachu. To byłoby straszne. Spoglądać na siebie i widzieć upiora we własnym ciele...
Zdecydowanie o wiele bardziej podobała mi się ta część "Kronik Białego Królika". Jest bardziej wyrazista, więcej się dzieje. Wydaje mi się, że jest o wiele bogatsza w treść. Jest dużo więcej wciągającej akcji. Jest też sporo niespodzianek. Spodobało mi się to, że książka mniej przypomina takie typowe love story dla nastolatek. Oczywiście, wątek (a nawet wątki) miłosny odgrywa dużą rolę, ale jest mniej banalny. W zasadzie bohaterowie (nie tylko Ali i Cole) są w stanie zrezygnować z własnego szczęścia bycia razem po to, aby uchronić ukochanych przed złem. Trwa walka, w której wygraną jest miłość, ale na drodze do wspólnej radości mogą stanąć nie tylko przerażające zombi.
Tak, jak już wspomniałam, akcja jest o wiele bogatsza. Ali walczy o życie ze swoim alter ego, które daje o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Nagle pojawia się osoba, która zdaje się znać rozwiązanie problemu i może pomóc dziewczynie wrócić do dawnego życia. Jednak wszelkiego rodzaju przeciwności losu powodują, że spotkanie z tym człowiekiem odkłada się w czasie. Bardzo ciekawe jest też to, że obozie zabójców prawdopodobnie ktoś szpieguje. Pytanie tylko, kto?
Książka pochłonęła mnie bez reszty. Kiedy tylko pojawi się następna część, muszę ją koniecznie przeczytać. Polecam.
Wydawnictwo Mira Harlequin

Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta
Wyzwania:
niedziela, 8 czerwca 2014
"Alicja w krainie zombi" Gena Showalter
autor: Gena Showalter
wydawnictwo: Mira Harlequin
liczba stron: 508
moja ocena: 7/10
Chyba każdy zna słynną bajkę "Alicja w Krainie Czarów". Teraz przyszedł czas na wersję dla nieco starszych. Zdecydowanie bardziej mroczną.
Alicja mieszka wraz z rodzicami i młodszą siostrą. Ich życie pewnie nie różniłoby się od życia przeciętnej rodziny, gdyby nie to, że ojciec Ali jest dość niekonwencjonalny. Uważa on, że na świecie istnieją straszne potwory, które zagrażają ludziom, chociaż nikt nigdy ich nie spotkał. Nie pozwala swojej rodzinie wychodzić po zmroku. Wszyscy są zgodni, że pan Bell jest niestabilny psychicznie.
Pewnego dnia reguła pozostawania w domu zostaje zachwiana przez występ młodszej siostry Alicji- Emmy. W drodze powrotnej ma miejsce tragiczny wypadek, w którym ginie cała rodzina. Tylko Ali uchodzi z życiem, ale od tej pory nic nie będzie takie samo. Tego dnia dowiaduje się, że jej ojciec ma rację, a potworami, które przyczyniły się do utraty przez nią rodziny, są... zombi...
Muszę przyznać, że historia jest bardzo ciekawa. Naprawdę świetny pomysł. Nie spotkałam się wcześniej z książką, która celowała typowo w zombie. Ta jest pierwsza. Na początku trochę się obawiałam. Myślałam, że taka tematyka mi się nie spodoba, ale jednak przekonałam się do niej i bardzo wciągnęłam.
Wiadomo, główna bohaterka to dziewczyna po przejściach, a jej miłością okaże się chłopak, który na pierwszy rzut oka jest "tym złym"- to dość banalne. Jednak w całości to zupełnie nie przeszkadza. Mi osobiście to nawet pasowało. Wątek zombi to jedno, ale byłam też ciekawa (chociaż się domyślałam), jak to będzie między Alicją a Colem.
Mimo wszystko uważam, że książka nie jest banalna. Jest zbudowana tak, że nie sposób się przy niej nudzić. Dość ciekawie jest opisany wątek zwalczania zombi. Podobało mi się również to, że bywają momenty, które potrafią nieźle zaskoczyć. Całokształt uznaję za bardzo dobry, ale jednak czegoś mi tu zabrakło. Jakby jakieś głębszej, bogatszej treści. Czuję pewien niedosyt.
Zabieram się zatem za kolejną część. Mam nadzieję, że będzie tak samo dobra albo i jeszcze lepsza niż ta. Myślę, że fanom takiej lekkiej fantastyki przypadnie do gustu.
Wydawnictwo Mira Harlequin
wydawnictwo: Mira Harlequin
liczba stron: 508
moja ocena: 7/10
Chyba każdy zna słynną bajkę "Alicja w Krainie Czarów". Teraz przyszedł czas na wersję dla nieco starszych. Zdecydowanie bardziej mroczną.
Alicja mieszka wraz z rodzicami i młodszą siostrą. Ich życie pewnie nie różniłoby się od życia przeciętnej rodziny, gdyby nie to, że ojciec Ali jest dość niekonwencjonalny. Uważa on, że na świecie istnieją straszne potwory, które zagrażają ludziom, chociaż nikt nigdy ich nie spotkał. Nie pozwala swojej rodzinie wychodzić po zmroku. Wszyscy są zgodni, że pan Bell jest niestabilny psychicznie.
Pewnego dnia reguła pozostawania w domu zostaje zachwiana przez występ młodszej siostry Alicji- Emmy. W drodze powrotnej ma miejsce tragiczny wypadek, w którym ginie cała rodzina. Tylko Ali uchodzi z życiem, ale od tej pory nic nie będzie takie samo. Tego dnia dowiaduje się, że jej ojciec ma rację, a potworami, które przyczyniły się do utraty przez nią rodziny, są... zombi...
Muszę przyznać, że historia jest bardzo ciekawa. Naprawdę świetny pomysł. Nie spotkałam się wcześniej z książką, która celowała typowo w zombie. Ta jest pierwsza. Na początku trochę się obawiałam. Myślałam, że taka tematyka mi się nie spodoba, ale jednak przekonałam się do niej i bardzo wciągnęłam.
Wiadomo, główna bohaterka to dziewczyna po przejściach, a jej miłością okaże się chłopak, który na pierwszy rzut oka jest "tym złym"- to dość banalne. Jednak w całości to zupełnie nie przeszkadza. Mi osobiście to nawet pasowało. Wątek zombi to jedno, ale byłam też ciekawa (chociaż się domyślałam), jak to będzie między Alicją a Colem.
Mimo wszystko uważam, że książka nie jest banalna. Jest zbudowana tak, że nie sposób się przy niej nudzić. Dość ciekawie jest opisany wątek zwalczania zombi. Podobało mi się również to, że bywają momenty, które potrafią nieźle zaskoczyć. Całokształt uznaję za bardzo dobry, ale jednak czegoś mi tu zabrakło. Jakby jakieś głębszej, bogatszej treści. Czuję pewien niedosyt.
Zabieram się zatem za kolejną część. Mam nadzieję, że będzie tak samo dobra albo i jeszcze lepsza niż ta. Myślę, że fanom takiej lekkiej fantastyki przypadnie do gustu.
Wydawnictwo Mira Harlequin
Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta
Wyzwania:
czwartek, 15 maja 2014
"Rycerz Siedmiu Królestw" George R. R. Martin
autor: George R. R. Martin
wydawnictwo: Zysk i S-ka
liczba stron: 357
moja ocena: 8/10
"Rycerz Siedmiu Królestw" to moje pierwsze spotkanie ze słynnym Georgem R. R. Martinem. Gdziekolwiek nie spojrzałam, praktycznie wszyscy byli zachwyceni jego twórczością. Od dawna planuję zapoznać się z "Grą o Tron", jednak boję się ogromu bohaterów, którzy współtworzą fabułę.
Jakiś czas temu dostałam do przeczytania właśnie "Rycerza Siedmiu Królestw". Uznałam, że skoro na sagę Pieśni Lodu i Ognia nie mam na razie czasu, to może chociaż uda mi się ogarnąć ten tytuł. Właśnie dziś nadszedł ten dzień, kiedy dotarłam do ostatniej strony. Jak wrażenia?
Turnieje rycerskie, dzielni mężowie walczący o damy swego serca, królewskie intrygi, średniowieczny klimat. To coś, co funduje nam w tej powieści George R. R. Martin. Poznajemy Dunka. Młodego chłopaka, który po śmierci swojego pana- Arlana staje się wędrownym rycerzem i przyjmuje imię Duncana Wysokiego. Rusza przed siebie poszukując rycerskich przygód, które mogłyby okryć go sławą. Pewnego dnia do Dunka przyłącza się Jajo, który pragnie zostać jego giermkiem (mimo swojego szlacheckiego urodzenia). Razem będą świadkami wielu ciekawych wydarzeń. Pomogą w rozwiązaniu wielu trudnych sytuacji.
Zaczynając lekturę, obawiałam się bohaterów. Głównie tego, że nie zapamiętam, kto jest kim i tak dalej. Przełamałam strach i nie żałuję. Uważam, że nawet jeżeli na początku nie jest się w stanie zorientować, o którą postać chodzi, z każdą następną stroną przyjdzie to łatwiej. Każda z nich jest niepowtarzalna. Jedyna w swoim rodzaju. Nie wiem dlaczego, ale najbardziej spodobał mi się Jajo.
Świat, jaki stworzył Martin jest fantastyczny. Wspaniały klimat, który pozwala nam przenieść się poniekąd kilka wieków wstecz. Jeżeli ktoś gustuje w rycerskich i średniowiecznych tematach, to zapraszam do lektury. Na pewno taki czytelnik się nie zawiedzie.
Do tego w tle cały czas fantastyka. Były czasy, kiedy czytałam tylko tego typu książki. Później jakoś zeszły na drugi plan i od tamtej pory, rzadko która książka odbiegająca od realności mnie zachwyca. Teraz jestem jednak na "tak". Może nie powaliła mnie aż tak bardzo na kolana, jak większości czytelników, ale była jedną z lepszych, jakie mi się ostatnio trafiły.
Na pewno mogę ją polecić osobom lubującym się w temacie fantasy, rycerzy średniowiecza. Fanom Martina. Być może osoby, które wcześniej czytały sagę Pieśni Lodu i Ognia, będą miały nieco inne odczucia po przeczytaniu. Myślę jednak, że większość będzie miała pozytywne zdanie.
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Wyzwania:
wydawnictwo: Zysk i S-ka
liczba stron: 357
moja ocena: 8/10
"Rycerz Siedmiu Królestw" to moje pierwsze spotkanie ze słynnym Georgem R. R. Martinem. Gdziekolwiek nie spojrzałam, praktycznie wszyscy byli zachwyceni jego twórczością. Od dawna planuję zapoznać się z "Grą o Tron", jednak boję się ogromu bohaterów, którzy współtworzą fabułę.
Jakiś czas temu dostałam do przeczytania właśnie "Rycerza Siedmiu Królestw". Uznałam, że skoro na sagę Pieśni Lodu i Ognia nie mam na razie czasu, to może chociaż uda mi się ogarnąć ten tytuł. Właśnie dziś nadszedł ten dzień, kiedy dotarłam do ostatniej strony. Jak wrażenia?
Turnieje rycerskie, dzielni mężowie walczący o damy swego serca, królewskie intrygi, średniowieczny klimat. To coś, co funduje nam w tej powieści George R. R. Martin. Poznajemy Dunka. Młodego chłopaka, który po śmierci swojego pana- Arlana staje się wędrownym rycerzem i przyjmuje imię Duncana Wysokiego. Rusza przed siebie poszukując rycerskich przygód, które mogłyby okryć go sławą. Pewnego dnia do Dunka przyłącza się Jajo, który pragnie zostać jego giermkiem (mimo swojego szlacheckiego urodzenia). Razem będą świadkami wielu ciekawych wydarzeń. Pomogą w rozwiązaniu wielu trudnych sytuacji.
Zaczynając lekturę, obawiałam się bohaterów. Głównie tego, że nie zapamiętam, kto jest kim i tak dalej. Przełamałam strach i nie żałuję. Uważam, że nawet jeżeli na początku nie jest się w stanie zorientować, o którą postać chodzi, z każdą następną stroną przyjdzie to łatwiej. Każda z nich jest niepowtarzalna. Jedyna w swoim rodzaju. Nie wiem dlaczego, ale najbardziej spodobał mi się Jajo.
Świat, jaki stworzył Martin jest fantastyczny. Wspaniały klimat, który pozwala nam przenieść się poniekąd kilka wieków wstecz. Jeżeli ktoś gustuje w rycerskich i średniowiecznych tematach, to zapraszam do lektury. Na pewno taki czytelnik się nie zawiedzie.
Do tego w tle cały czas fantastyka. Były czasy, kiedy czytałam tylko tego typu książki. Później jakoś zeszły na drugi plan i od tamtej pory, rzadko która książka odbiegająca od realności mnie zachwyca. Teraz jestem jednak na "tak". Może nie powaliła mnie aż tak bardzo na kolana, jak większości czytelników, ale była jedną z lepszych, jakie mi się ostatnio trafiły.
Na pewno mogę ją polecić osobom lubującym się w temacie fantasy, rycerzy średniowiecza. Fanom Martina. Być może osoby, które wcześniej czytały sagę Pieśni Lodu i Ognia, będą miały nieco inne odczucia po przeczytaniu. Myślę jednak, że większość będzie miała pozytywne zdanie.
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta
Wyzwania:
sobota, 19 kwietnia 2014
"Dziecię ognia" Harry Connolly
autor: Harry Connolly
wydawnictwo: Fabryka Słów
liczba stron: 480
moja ocena: 6/10
wydawnictwo: Fabryka Słów
liczba stron: 480
moja ocena: 6/10
Lubię od czasu do czasu przeczytać jakąś dobrą
książkę
fantasy. Zawsze przenosi mnie w inny świat, pobudza wyobraźnie i pozwala
przeżywać niesamowite przygody wraz z bohaterami. Teraz przyszedł czas
na „Dziecię ognia”. Opis z tyłu okładki zaintrygował mnie, dlatego
postanowiłam zapoznać
się z treścią tej książki.
Poznajemy Raya. Mężczyznę, który do niedawna odbywał karę w
więzieniu. Wraz ze swoją szefową Annalise udaje się do Hammer Bay, by
powstrzymać drapieżcę. Potwora, który poświęca życie małych dzieci dla własnego
dobra i sprawuje władzę nad całym miasteczkiem. Czy bohaterom uda się poskromić
bestię?
Kiedy zaczynałam „Dziecię ognia” jakoś nie mogłam się
przemóc. Nudziła mnie fabuła. Niechętnie sięgałam po książkę, aby choć trochę
więcej przeczytać. Tak było do około setnej strony, po której praktycznie z
niewielką przerwą, dotarłam do końca. Przyznam, że cała akcja nie do końca była
w moim stylu, ale czyta się bardzo szybko.
Jest to taka typowa (chociaż może nie do końca) sensacja z
fantastyką w tle. Trochę dziwne wydawało mi się to, że dzieci żywcem płonęły, a
kiedy zamieniły się w srebrzyste, ogniste robaczki, ich rodzice nawet nie
pamiętali, że posiadali potomstwo. Co prawda, później wyjaśnia się, dlaczego
tak się działo, ale mimo wszystko, nie przemówiło to do mnie.
Jeżeli miałabym coś powiedzieć o bohaterach.. cóż.. nie
stali się moimi ulubionymi. Annalise jest jakby pół człowiekiem. Aby
regenerować siły, zjada ogromne ilości mięsa. Im bardziej świeże i surowe, tym
lepiej. W dodatku sprawia wrażenie osoby pozbawionej wszelkich emocji. Potrafi
z zimną krwią zabić dla dobra sprawy. Z kolei Ray, który jest jej
podporządkowany, stara się wykonać swoją misję jak najlepiej. Posiada cechy
takiego typowego głównego bohatera. Wychodzi cało z opresji, ratuje większość
innych osób, niszczy czarne charaktery. Nie uznałabym go jednak za jednego z
ulubionych bohaterów, bo jednak czegoś mi w nim brakowało.
Książkę oceniam jako średnią. To chyba nie do końca moje
klimaty. Czegoś mi brakowało w całej historii. Mimo, że dobrze się ją czyta,
jakoś nie przemówiła do mnie. Myślę jednak, że fanom fantastyki połączonej z sensacją
może przypaść do gustu.
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta
Wyzwania:
czwartek, 27 marca 2014
"Książę Mgły" Carlos Ruiz Zafón
autor: Carlos Ruiz Zafón
wydawnictwo: MUZA S.A.
liczba stron: 200
moja ocena: 8/10
wydawnictwo: MUZA S.A.
liczba stron: 200
moja ocena: 8/10
Kolejna książka autorstwa Carlosa Ruiza Zafóna trafiła do
kolekcji przeczytanych. Jakie wrażenia towarzyszyły mi w trakcie czytania tym
razem?
Książkę zaczęłam wczoraj po południu, przed chwilą
dokończyłam ostatnią stronę. To już dowód na to, że „Księcia Mgły” czyta się
szybko i dobrze. Historia zaczyna się niepozornie, pod koniec II wojny
światowej. Rodzina Carverów przeprowadza się do małego miasteczka nad oceanem.
Dom jest zapuszczony i wypadałoby go porządnie wyremontować. Już na samym
początku najmłodsza z rodu Irina, postanawia przygarnąć zabłąkanego kota. Na
krótko po przeprowadzce rodzina odkrywa w jednym z pokoi projektor.
Zaciekawieni oglądają znalezione w domu filmy. Ku ich rozczarowaniu są to filmy
nagrywane amatorsko i w zasadzie nie dzieje się nic ciekawego. Pewnego dnia
nasz główny bohater Max poznaje w miasteczku Rolanda. Chłopcy zaprzyjaźniają
się ze sobą. Na następne spotkanie młody Carver przyprowadza swoją starszą
siostrę Alicję, która od razu wpada w oko Rolandowi. Po wspólnym nurkowaniu
poznają historię zatopionego w okolicy statku. Dziadek Rolanda- pan Victor
Kray, opowiada młodzieży mroczną historię wraku, a także zapoznaje ich z niesłychanie
tajemniczą postacią jaką jest Doktor Kain, zwany również Księciem Mgły. Od tej pory życie
nastolatków nie będzie już takie samo.. Ani się obejrzą, a ich życie stanie pod
wielkim znakiem zapytania..
Po raz kolejny jestem oczarowana twórczością Carlosa Ruiza
Zafóna. Po raz kolejny zafundował mi historię trzymającą w napięciu do samego
końca. Przyznaję, nie wywarła na mnie tak ogromnego wrażenia jak „Cień Wiatru”
czy „Marina”, ale uważam ją za jedną z lepszych książek. Zawiera w sobie trochę
fantastyki, sensacji, ale myślę, że dominuje tu nuta horroru i thrillera.
Myślę, że teraz, kiedy znam tą historię, będę odczuwała dyskomfort spotykając
gdzieś klauna. Dlaczego? Przeczytajcie, a się dowiecie. Mogę jeszcze dodać, że
w „Księciu Mgły” pojawia się również wątek miłosny, jednak jest to miłość nieszczęśliwa.
Jest pewien fragment, który może wywołać potok łez (nie żartuję).
Książkę oczywiście polecam serdecznie. Jest krótka (cóż to
jest dwieście stron) i można ją „pożreć” w dosłownie jeden dzień. Autor jak
zwykle umila nam czas swoim stylem pisania i akcją trzymającą w napięciu. Dla
miłośników thrillerów, horrorów- jak najbardziej.
Wydawnictwo MUZA

Za książkę dziękuję Ósemkowemu Klubowi Recenzenta
Wyzwania:
czwartek, 20 marca 2014
"Poza czasem" Alexandra Monir
autor: Alexandra Monir
wydawnictwo: Jaguar
liczba stron: 320
moja ocena: 8/10
Wyzwania:
wydawnictwo: Jaguar
liczba stron: 320
moja ocena: 8/10
Książką zainteresowałam się nie tyle przez jej opis, co
okładkę. Przykuła moją uwagę i po prostu postanowiłam ją przeczytać. Czy było
warto?
Historia dotyczy pewnej nastolatki- Michele, należącej do
bogatej i znanej w całej Ameryce rodziny Windsorów. Mimo to, dziewczyna mieszka
skromnie wraz z matką w Los Angeles. Nieszczęśliwy wypadek sprawia, że Michele
musi przeprowadzić się do Nowego Jorku. Od teraz musi zamieszkać ze swoimi
dziadkami, których nigdy wcześniej nie widziała. Początki jej nowego życia są
bardzo trudne. Pewnego dnia odkrywa tajemniczy pamiętnik i klucz, dzięki którym
przenosi się w czasie.
„Poza czasem”- na pierwszy rzut oka stwierdziłam, że to z
pewnością książka typowa dla nastolatek. Z pewnością można ją za taką uznać,
jednak poleciłabym ją także i starszym czytelnikom. Znajdziemy tu i dużo
miłości, i przyjaźń, i trochę fantastyki.
Co najbardziej podobało mi się w książce? Z pewnością
ciekawym elementem jest możliwość przenoszenia się w czasie, dzięki czemu można
przyczynić się do niektórych efektów zdarzeń w przyszłości. Ciekawe jest również
to, że nasza Michele ukazywała się tylko określonym osobom. W sumie zazdroszczę
jej trochę, że miała okazję na żywo spotkać swoich przodków sprzed wieku,
poznać, porozmawiać. Oczywiście nie obyłoby się bez wielkiej miłości. Jednak to
uczucie jest bardziej skomplikowane niż zwykle. Otóż połączy osoby z różnych
przedziałów czasowych. Czy taka miłość ma szanse przetrwać? Przeczytajcie. Sami
sprawdźcie.
Prawdę powiedziawszy nic bym w tej historii nie zmieniała.
Może i jest trochę banalna i niekiedy przewidywalna, ale świetnie nadaje się do
zrelaksowania. Czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. W zasadzie można ją „obalić”
w ciągu jednego dnia. Na dokładkę dopowiem, że zakończenie jest pozytywne, ale
może bardzo zaskoczyć.
niedziela, 23 lutego 2014
"Niezgodna" Veronica Roth
autor: Veronica Roth
wydawnictwo: AMBER
liczba stron: 352
moja ocena: 7/10
wydawnictwo: AMBER
liczba stron: 352
moja ocena: 7/10
„Niezgodna” to książka, która ponad rok temu trafiła do
mojej domowej biblioteczki. Długo zastanawiałam się, czy ją kupić i w końcu się
zdecydowałam, zachęcona okładką, na której widnieje napis „Niezgodna wykracza
poza IGRZYSKA ŚMIERCI”.
Istnieje pięć frakcji: Altruizm- gdzie króluje bezinteresowność,
Nieustraszoność- gdzie dominującą cechą jest odwaga, Erudycja- frakcja
wykazująca się niebywałą inteligencją, Prawość- tu wiedzie prym uczciwość oraz Serdeczność-
gdzie można spotkać tylko życzliwych. W takich podziałach żyje ludzkość na
terenach dawnego Chicago. System do tej pory się sprawdza. Każdy szesnastolatek
przechodzi test, który przydziela go do odpowiedniej frakcji. Jednak dopiero podczas
oficjalnej uroczystości, wybiera się to, co najbardziej danej osobie pasuje. W
ten właśnie sposób Beatrice opuszcza swój rodzinny Altruizm na rzecz
Nieustraszonych. Przechodzi skomplikowane, niebezpieczne szkolenie, które ma
wykazać, czy dziewczyna faktycznie nadaje się do frakcji. Niedługo później
system zaczyna szwankować. Dochodzi do krwawej walki na śmierć i życie…
Moim zdaniem porównanie „Niezgodnej” do słynnych „Igrzysk
Śmierci” nie jest do końca trafione. Owszem, znajdziemy kilka wspólnych
elementów, jak podzielenie społeczeństwa na poszczególne grupy czy krwawa
walka, ale myślę, że to za mało, żeby obie książki przyrównać do siebie.
Co do fabuły. Pomysł niezły, wykonanie nie najgorsze,
aczkolwiek spodziewałam się czegoś lepszego. Trochę nie pasuje mi ceremonia
przydziału do frakcji. Najpierw testy, a później człowiek i tak ma sam wybrać.
Może nawet odejść do tej części społeczeństwa, do której na sto procent się nie
nadaje. Patrząc z tego punktu widzenia, testy okazują się bezsensowne. Jednak z
drugiej strony może mają na celu pokazać uczestnikom, do czego się najbardziej
nadają i wskazać najlepszą dalszą drogę, z której osoba może skorzystać, a nie
musi.
Jeżeli chodzi o Niezgodnych. To ludzie, którzy w testach
wykazali się takimi cechami, które wskazują na więcej niż jedną frakcję. Jak
można się domyślić, główna bohaterka jest Niezgodną, ale nie zdradzę, z czym to
się będzie wiązało. Jeżeli chcecie wiedzieć, zapraszam do lektury.
W książce został opisany styl życia Nieustraszonych.
Niektóre fragmenty były przerażające. Może nie tak drastyczne, jak w
Igrzyskach, ale na pewno nie należące do przyjemnych. Bohaterka musiała się zmierzyć
z wieloma swoimi lękami. Nie raz musiała udowodnić swoją siłę i pokonać mrożący
krew w żyłach strach. Oprócz tego znajdziemy też i wątek miłosny, który nadaje
nieco radośniejszy wygląd historii. Czasami jest romantycznie, czasami smutno.
Książkę polecam fanom historii antyutopijnych oraz
fantastyki.
Wydawnictwo AMBER
Wyzwania
Labels:
2014,
Amber,
Antyutopia,
Chomikowe wyzwanie,
Czytam fantastykę II,
Czytam literaturę amerykańską,
Fantastyka,
Niezgodna,
Veronica Roth
Subskrybuj:
Posty (Atom)